15.06.2014

[Kagerou Daze V -deceiving-] Yobanashi Deceive II

Czwarty rozdział piątego tomu.

Angielskie tłumaczenie(z chińskiego) - millie [x]

 Masterpost noweli [x]



Lato się skończyło.
Nawet męczący ukrop i dźwięki cykad zniknęły, zostawiając mnie samego.
Leżąc w pokoju, który po części był składzikiem, dziś znowu nie miałem co robić, tylko żyć własnym życiem.
Od kiedy Matka odeszła, odsyłali mnie tu i tam, i ostatecznie dali mi ten pokój.
Rodzina, która mnie adoptowała, była podobno dalekimi krewnymi mojej matki, lecz nasze stosunki były nikłe, jak gdyby wcale nie łączyły nas więzy krwi.
Minęły dwa miesiące.
Choć miałem dużo szczęścia, że przeżyłem, nie raz myślałem o śmierci.
Pierwszy raz wtedy zrozumiałem - nawet mój powód do życia zależał od tego, czy matka żyje.
Nawet gdybym umarł, to co ja bym tym osiągnął?
Cokolwiek bym nie zrobił, i tak zobaczę Matki, więc nie było w tym sensu.
Ale fakt, że jestem synem swojej matki, nigdy się zmieni.
Gdybym ja, co cudem przeżył, miałby sprawić innym problemy... gdybym przypadkowo umarł i sprawił kłopoty, byłoby mi przykro przed Matką
Nie chciałbym być w takiej sytuacji.
Chcę żyć normalnie, i przeżywać te dni bez znaczenia.
W obecnej chwili była to najrozsądniejsza rzecz do zrobienia.
Leżąc tak zacząłem bezmyślnie patrzeć w sufit. Chłodny powiew wtargnął do pokoju przez otwarte okno.
Ostatecznie, nie będę trwać tak wiecznie.
Muszę być silny, zacząć pracować, jeść.
Muszę się pospieszyć i stać się dorosłym...
W chwili, gdy pomyślałem o słowie 「dorosły」, coś jakby przeskoczyło w mym sercu.
Zlękniony, usiadłem, ale nie miałem problemów z oddychaniem, ani nie czułem bólu w piersi.
- Co to było...
Może nie powinienem był otwierać okien.
Byłoby kiepsko, gdybym złapał przeziębienie.
Ta para, co mnie wzięła, nie sądzę by mnie lubili.
Gdybym dostał gorączki, z pewnością nie zajmą się jej zbiciem.
W takim razie doszedłem do wniosku, że lepiej wziąć coś na przeziębienie - tyle że jak mam to zrobić.
Przypomniałem sobie, że gdy obchodziliśmy dom, powiedzieli mi gdzie trzymają leki.
Chociaż już tego nie pamiętałem, ale skoro mi to powiedzieli, to nie powinno być problemu, gdybym je wziął.
- Hmm~... Pójdę i się spytam.
Poproszę o pozwolenie i wykorzystam szansę, by się spytać gdzie jest - dwie pieczenie na jednym ogniu. Zanim się pochoruję, pozbędę się choroby.
Wstałem i opuściłem pokój.
W porównaniu z dawnym mieszkaniem, ten dom był bardziej wytworny i bogaty.
Ale pewnie ten budynek nie odbiegał za wiele od standardów zwyczajnego domu. Ta myśl była po prostu wynikiem tego, gdzie dorastałem. Gdyby ktoś by mi powiedział "wygląda jak każdy dom", nie sprzeczałbym się z nim.
Jednak wciąż.
Choć nigdy tego nie powiedziałem - i nigdy tego nie powiem - dekoracje w całym domu oraz obrazy wiszące w korytarzu nie miały dla mnie szczególnego znaczenia.
Idąc korytarzem, nieuchronnie zbliżałem się do rzeźby tak strasznej, że aż ciarki przebiegały mi po plecach.
Może było to jedno z tych nieszczęsnych dzieł, których zwykły człowiek taki jak ja nigdy nie zrozumie.
Nie mogłem obarczać winą rzeźbiarza, ale, jako że czyściłem ją codziennie, nie mogłem powstrzymać się od komentarza "Dlaczego nie mogłeś zrobić tego prościej?!"
Po minięciu rzeźby otworzyłem drzwi do kuchni i wszedłem do środka.
Był już czas na obiad - myślałem, że znajdę tu ciotkę, co byłoby mi bardzo na rękę, niestety moje przewidywania okazały się błędne.
Ciotki tu nie było, a sądząc po górze naczyń i sztućcach czekających w zlewie na zmywanie, jeszcze nie zaczęła przyrządzać posiłku.
- Nie ma jej tu... Więc co mam robić?
Nie byłem na tyle głupi by szukać ciotki w jej pokoju.
Ale myśl o tym, że będę musiał czekać na nią, aż zjawi się w kuchni, też nie napawała mnie optymizmem.
Na szczęście, jako że już pojawiłem się w kuchni, pamiętałem, gdzie może znajdować się lek na przeziębienie.
Jeśli dobrze pamiętałem, to znajdował się w szufladzie.
Będąc przezornym co również napawało mnie niepokojem, zdecydowałem się otworzyć szufladę, wziąć tabletkę jeśli tam była, i natychmiast wrócić do swojego pokoju.
Stojąc na tyłach kuchni, postawiłem krok ku wymyślnej szafce.
Lepiej by było gdybym patrzył tam gdzie idę, ale z jakiegoś powodu moje oczy zatrzymały się na sztućcach.
I wtedy ujrzałem nóż.
Idealną kopię noża, którym Matkę dźgnięto tamtego dnia.
Dreszcze przebiegły mi po plecach, a bicie serca przyspieszyło.
Oczywiście to nie był ten nóż, który odebrał mi matkę. Na dowód tego widniało na nim wiele śladów świadczących o tym, że był on używany.
Powoli sięgnąłem ręką ku narzędziu.
Trzymając go za rączkę, obróciłem go w dłoni, badając jego ciężar.
Nawet w porównaniu do reszty sztućców w tym domu, nic nie mogło się równać z owym nożem. Musiał być bardzo drogi.
- ...Jak mogłaś, Matko? Kupiłaś taki drogi przedmiot, a nie użyłaś go ani razu?
W dzień, gdy Matka kupiła zestaw noży, była ona nadzwyczajnie gadatliwa.
Choć na drugi dzień jakby o tym zapomniała, do dziś pamiętam jej błyszczące oczy, i to, jak mówiła "Dzięki nim przyrządzę smakowite posiłki!".
——Te myśli wypełniły mój umysł, a serce pogrążyło się w smutku.
Wspomnienia twarzy Matki, jej głosu i zapachu uderzyły mnie nagle w jednej chwili.
Matki...
- AAAACHHHHHH!!
Oniemiałem, gdy usłyszałem przeszywający krzyk.
Przerażona i patrzącą na mnie w drzwiach była ciotka, która przyszła przygotować obiad.
Wyglądała tak, jakby ujrzała potwora, panika była wypisana na jej twarzy.
Och nie.
Przestraszyła się, bo miałem w rękach nóż?
- Ach, przepraszam! Chciałem mu się przyjrzeć, nic więcej!
Dziko rzuciłem nóż z powrotem na ścierkę, i pokazałem jej puste ręce.
Nie miałem żadnej chęci do zaatakowania jej, i była to najlepsza rzecz do okazania pokojowych zamiarów.
Powinna się uspokoić. Gdybym ją przestraszył i to komuś zgłosiła, byłoby źle.
A jednak...
Dlaczego tym nie uspokoiłem ciotki, lecz sprawiłem, że jej twarz była jeszcze bledsza - była tak przerażona, że aż trzęsła się ze strachu.
Jakby na to nie spojrzeć, coś tu na pewno było nie tak. Czego ona się tak bała?
Już miałem się jej grzecznie zapytać czy wszystko w porządku, lecz ciotka niemal krzycząc, zaczęła mówić.
- D-dlaczego ty.... Tak bardzo masz nam za złe?
Za złe... nie, wcale.
Byłem naprawdę wdzięczny za to, że mnie przyjęli do rodziny.
- Ach, um, proszę się uspokoić....
Nie wiedziałem, co chciała przekazać, ale chciałem wyjaśnić najpierw wszystkie nieporozumienia, i zrobiłem kilka kroków ku ciotce.
Nie miałem nic w rękach, więc nie było mowy, bym miał jakieś niecne zamiary...
- Nie...! N-nie zbliżaj się!
Moje wysiłki poszły na nic - w chwili, gdy ciotka to krzyknęła, wyleciała na korytarz.
- Aach! Poczekaj!
Nie mogąc się ruszyć, krzyknąłem za nią, ale nim skończyłem, ona już otworzyła drzwi, i wybiegła.
Klik! Tylko dźwięk zamykanych drzwi rozległ się po pomieszczeniu.
Nie. Nie nie nie.
To było straszne.
Nie chciałem nic jej zrobić, a wynikło z tego wielkie nieporozumienie.
- I co ja teraz zrobię?! Aaaach...
Najgorsze było to, że nawet jak zwieszę głowę i przeproszę, to nie cofnę tak czasu.
Ach, dlaczego robię takie głupoty.
Trzeba było siedzieć grzecznie w swoim pokoju.
Trzeba było nie szukać leku na przeziębienie, a nic by się nie zdarzyło...
Rozkojarzony, obróciłem się i spojrzałem na nóż.
To też i jego wina.
Co mnie podkusiło, by go wziąć do ręki?
Patrząc na elegancki nóż szyderczo lśniący w świetle, nie mogłem powstrzymać się od gniewu.
- .... Co?!
W obliczu przedziwnego dziwnego widoku, odrzuciłem nóż w przerażeniu i drżąc opadłem na podłogę.
Zbadałem dłonią swoją twarz, ale nie było z nią nic źle. Nie mogłem tego jednak zostawić bez sprawdzenia.
Szybko wybiegłem z kuchni, minąłem osobliwą rzeźbę i wpadłem do łazienki.
Zamarłem wpatrzony we własne odbicie w lustrze nad umywalką.
- Ale... jak?
W lustrze odbijała się nie moja twarz, jak się spodziewałem, a mojej matki.
Gdyby to naprawdę była Matka, najpewniej bez namysłu wskoczyłbym w jej ramiona.
Ale to nie było możliwe. Matka nie żyje.
Mimo że właśnie doświadczyłem niemożliwego, mój umysł przyjął to spokojnie.
Pochyliłem się i uszczypnąłem się w policzek.
Bez wątpienia naprawdę widziałem twarz matki, lecz szczypanie mówiło mi co innego.
Zbliżyłem się jeszcze bardziej do lustra.
Otwierałem i zamykałem usta, i jakby papugując mnie, Matka w lustrze również się poruszyła.
Z całą pewnością to byłem ja.
Nawet nie wyobrażałem sobie, jaka była tego przyczyna - jedyne, co wiedziałem, to to, że wyglądałem jak moja matka.
Gdy do tego doszedłem, coś innego wpadło mi do głowy.
To właśnie przez to ciotka uciekła przerażona.
Jeśli tak było, rozumiałem dlaczego tak się zachowała.
Wyobraź sobie, że wchodzisz do kuchni zrobić obiad i zastajesz tam martwą krewną z nożem w ręce - każdego by to przeraziło. Ale ja bym wskoczył w jej ramiona.
Jednakże, najważniejsze jest teraz to, co zrobię licząc od tej chwili.
Robiąc coś w stylu patrzenia się w lustro i powiedzenia "Tęskniłem za tobą" było nie tyle dziwne, co przerażające.
Zamiast tego powinienem powrócić do normalności jak najszybciej.
Sądząc po reakcji ciotki, pewnie poszła wezwać policję. Nie mogłem bezczynnie stać i czekać.
Ale, jeśli ktokolwiek będzie robił wielki szum o to, że "widział martwą krewną w kuchni", policja tak szybko nie wkroczy do akcji.
Co oznacza, że mam trochę czasu.
Jeszcze raz przyjrzałem się twarzy Matki odbijającej się w lustrze, ale nie było oczywiście niczego takiego jak guzik, po którego naciśnięciu wrócę do siebie.
A właśnie, a od czego to się zaczęło?
Gdy pierwszy raz podniosłem nóż, w jego ostrzu na pewno widziałem swoją twarz.
Niedługo później, moja ciotka przyszła z krzykiem, co oznacza, że musiało się to stać w krótkim czasie.
A wtedy, zmieniłem się w nią, ponieważ...
- N-niemożliwe...
Zamknąłem oczy, chcąc sprawdzić swoją teorię.
To, co robiłem w tamtym czasie -
Było "przywołanie" wyglądu Matki, jej głosu i zapachu.
Czyli jeśli "przywołam" znowu, to czy nie wrócę do własnej postaci?
Gdyby w tym świecie istniałby sposób, by sama myśl pozwalałaby na zmianę wyglądu, jestem pewny, że wywołałoby to wielki chaos.
I to dlatego nie pokładałem wielkich nadziei w tym pomyśle.
Ale i tak postanowiłem spróbować, więc się skupiłem na zadaniu.
Przywołaj wygląd, głos i zapach.
...minęło jakieś 30 sekund.
Choć nie miałem pomysłu, ile trzeba czekać na efekt, otworzyłem oczy.
- Dobra... Echhh? Poważnie?!
Matka, która znajdowała się po drugiej stronie lustra znikła bez śladu.
A zamiast niej stała dziewczyna poznana w parku około dwa miesiące temu.
Jej ciało, cera, nawet oczy - to, bez wątpienia było to, jak wyobrażałem sobie tę dziewczynę.
- C-coś takiego, to niesamowite...!
Czy kiedykolwiek wcześniej uznałem coś za "interesujące"?
Nie, raczej nie.
Ta dziwna rzecz zdarzająca się na moich oczach podsyciła moją ciekawość.
Nie wiedząc co robić dalej, musiałem niestety zdusić owe wyczekiwanie na to, co zaraz się wydarzy.
Oczy dziewczyny odbijające się w lustrze błyszczały, tak jak wtedy, gdy mówiła o "sekretnej technice".
Ach, a więc tak się czułaś.
Skoro tak, to już całkowicie rozumiałem dlaczego tak bardzo chciała kontynuować rozmowę.
No tak, choć umówiłem się z nią na spotkanie, wyszło tak, że się z nią nie widziałem.
Jeśli kiedyś znowu się z nią zobaczę, na pewno wykorzystam tę moc, by ją zaskoczyć.
Jak tylko ja, w ciele dziewczyny, podskoczyłem radośnie przed umywalką, usłyszałem krótkie "klik" gdzieś wewnątrz domu.
Zamarłem w bezruchu, i zacząłem obficie się pocić.
Przysłuchując się uważnie, usłyszałem słowa ciotki "Tam był podejrzany! Tędy..."
Tak - zrobiła to.
Przyprowadziła tu szybciej policję mówiąc o "podejrzanym" niż o "duchu".
To nie była odpowiednia chwila na wygłupy.
Nie - nigdy ona nie nadejdzie, a teraz jest poważna sytuacja.
Na szczęście nie wydaje się, by zamierzali się wtargnąć.
Powinienem wykorzystać okazję na powrót do własnej postaci. Pewnie ciotka się zdziwi, że nikogo nie było w kuchni, ale to było jedyne wyjście.
Później coś wymyślę.
Zacisnąłem powieki, widziałem tylko czerń.
Przywołaj..!
- ...to wcale nie działa.
Byłem zlany potem.
Było źle. Nie mogłem zrobić najważniejszej rzeczy - przywołać "siebie".
Przez te wszystkie lata, jak mogłem być takim ignorantem?
Jak tak o tym przypomnę, nigdy nie miałem zbyt wielu zdjęć, nie za często też przeglądałem się w lustrze.
Nie byłem pewien własnego głosu, a co dopiero zapachu.
Z wiarą w sercu otworzyłem oczy - ale nawet modlitwy byłyby na nic, w lustrze stała ta sama dziewczyna, z twarzą bladą jak ściana.
Wyczuwając zbliżające się kroki na korytarzu, dziewczyna zesztywniała.
A co, jeśli złapie mnie policja?
Pewnie nic, co by wpędziło dziewczynę w jeszcze większe kłopoty niż te.
Byłem świadomy tego, jak bardzo przydatna była umiejętność zmieniania się w innych ludzi, ale niemożliwe było dla mnie, idioty i tępaka, by w ogóle się skupić.
- N-najpierw, to muszę się schować...!
Wewnątrz łazienki znajdował się oddzielny pokój na prysznic.
Ukrywanie się tam nie było najlepszym pomysłem, ale lepszym od złapania.
Po podjęciu decyzji niezwłocznie wcieliłem plan w życie.
Dziko rzuciłem się w kierunku prysznica.
- Ał!
Pojawił się rozdzierający ból w biodrze.
Nie wiedziałem, czy to z powodu mojego krzyku czy nie, odgłosy kroków zdawały się zbliżać coraz bardziej, a ja wstrzymując oddech dałem nura pod prysznic.
Tak jak myślałem, kilku policjantów wparowało do pokoju z prysznicem. Czując ma sobie ich badawczy wzrok, nadal w ciele dziewczyny, poczułem ziąb.
I jak miałem przeprosić tę dziewczynę.
Nie szkodzi, że na mnie patrzą, ale jeśli istnienie tej mocy zostanie odkryte, bez wątpienia stanę się winnym tej sprawy.
Jeśli tak się stanie, będzie tylko gorzej i gorzej.
Moje serce całe wypełniło się żalem. Tak, właśnie taki byłem lekkomyślny.
Gdy już się pogrążałem we własnej głupocie, jeden z policjantów wyciągnął ku mnie dłoń.
- Wszystko w porządku? Coś się stało?
- Ach, nic, nic. To tylko od poślizgnięcia się...
Powiedziałem mu najszczerszą prawdę.
- Acha. A widziałeś kogoś?
Wówczas nagle oprzytomniałem, ale spokojnie odpowiedziałem - Nie widziałem nikogo...
Po skończeniu zdania, zauważyłem za policjantami ciotkę drżącą ze strachu.
To koniec. Nie było jak uciec.
Ciotkę pewnie przestraszył widok nieznajomej dziewczyny.
Zabiorą mnie gdzieś, poddadzą mnie przesłuchaniom, a potem... sama myśl o tym mnie przerażała.
Ale wbrew mym myślom, moja ciotka powiedziała coś, czego wcale się po niej nie spodziewałem.
- Shuuya-kun, co ty robisz?
- Ech?
To nie tak, że zawołanie po imieniu było bardzo dziwne, ale w teraz było to bardzo ważne.
Szybko stałem i rzuciłem okiem  na lustro - a w nim odbijał się, we łzach, moje prawdziwe ciało.
- S-shuuya-kun? Do ty do licha robisz?
Zignorowałem ciotkę, i zastanowiłem się, co sprawiło że wróciłem do siebie.
- ... to ból.
W tym stwierdzeniu można było niemal wyczuć ironię.
Ból w biodrze, w który uderzyłem się podczas potknięcia.
To, co czułem dzięki bólowi, było najpewniej, "wspomnieniem".
Zawsze myślałem, że jestem przyzwyczajony do bólu, ale widocznie było zupełnie inaczej.
"Ból" był jedyną częścią "mnie", którą mogłem poczuć - jedyny fragment mego "tożsamości".
Mogąc jedynie się rozpoznać tylko poprzez ból, jak mało uwagi wobec siebie zwracałem?
Każdy inny tu obecny patrzył nam nie zmartwiony, ale ja po prostu się śmiałem z dopiero co odkrytego absurdu.
...moc przybrania innej postaci i oszukiwania innych.
W porównaniu z tym co czułem, gdy po raz pierwszy zetknąłem się z tą straszną mocą, teraz - ku swojemu zdziwieniu - powitałem ją z radością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarz wyraża więcej niż 1000 wyświetleń - napisz coś!