Mój setny post na tym blogu! Chyba trzeba to jakoś uczcić?
Angielskie tłumaczenie: Renna i Cloudy z Mekameka Subs [x]
<< Kagerou Days III | Masterpost noweli | Epilog >>
Woda powoli spływała po moim ciele, podążając za jego krągłościami. Wreszcie doczekałam się prysznica, o którym tak marzyłam od rana, ale w życiu nie pomyślałabym, że stanie się to w takich okolicznościach.
Brałam prysznic w kryjówce tajemniczej organizacji,
po przymusowej kąpieli mojej i mojej komórki,
i po późniejszym wysłuchaniu żarliwych przeprosin.
Brzmiało to jeszcze bardziej podejrzanie po ujęciu tego w słowa, a serio, ta historia była jeszcze dziwniejsza od jakiegokolwiek scenariusza do dramy.
Skończywszy prysznic, wróciłam do pokoju, susząc moje włosy. Pozostała trójka odwróciła ku mnie wzrok, gdy weszłam, lecz zaraz wrócili do poprzednich zajęć.
Wahadło staromodnego zegara kołysało się miarowo.
Dopiero co minęła 11:30.
– Wiecie, nie powinnam była od was pożyczać ubrań...
– Nie, nie musisz się tym przejmować. Poza tym, to my tu zawiniliśmy. Serio narozrabialiśmy...
– Tak, masz rację... Haaaah-aa! Nie, to w porządku! Ale tak naprawdę! Nic się nie stało!
Mary-chan jeszcze przed chwilą w kółko przepraszała, ale za każdym razem gdy wzdychałam, w jej oczach zaczynały zbierać się łzy, jakby miała się zaraz rozpłakać.
– Ale... ale...
Mary-chan trzymała plastikową torebkę z zapięciem wypełnioną po brzegi saszetkami z granulkami suszącymi, a w niej znajdowała się moja komórka, która wcześniej zaliczyła bliskie spotkanie z herbatą.
Na świeżo wytartym stole piętrzyła się góra smakołyków, ułożone prawie jak przystawki. Wszystkie były otwarte przez Mary-chan do zdobycia granulek.
– Ja... ja za to zapłacę...
– Łatwo tak mówić, ale skąd zdobędziesz na to pieniądze, hm? Sprzedasz wszystkie swoje książki?
Powiedziała ostro Kido-san, która rozsiadła się na sofie czytając magazyn, a Mary-chan zaczęła w końcu płakać.
– Łaaaa!! Hej- a-ale zaraz, liderze!!
– Ja tylko powiedziałem prawdę. Ona nie ma z czego ci zapłacić.
– A-ale... M-mary-chan, nie przejmuj się tym, dobrze? Spokojnie, już nie płacz~
Próbowałam ją pocieszyć, jednakże mimo moich starań płakała i pociągała nosem z torebką w rękach.
– Ale wiesz, to nie jest jeszcze taki problem. Czy ty nie powinnaś jak najszybciej dodzwonić się do kogoś? Nie musisz im opowiadać o najdrobniejszych szczegółach, ale żeby chociaż o tobie wiedzieli, nie?
Kano-san wzruszył ramionami i odpowiedział ze swym wiecznym uśmiechem.
– Hmm... Wiesz, trafiłeś w sedno...
To prawda, że wysłana wcześniej wiadomość nie najlepiej brzmiała.
Coś czułam, że będą z tego niezłe kłopoty. W zasadzie sprawy typu "Nagłe zniknięcie super-popularnej idolki!? Czyżby porwanie!?" zwykle były już wałkowane w programach po południu.
– Ale nawet jeśli nie pamiętasz numeru swojego menedżera, to znasz chociaż ten swój, nie?
A właśnie - Kano-san znalazł numer do mej agencji i starał się do nich dodzwonić, ale najwyraźniej ciągle go rozłączali, więc było nikłe prawdopodobieństwo nawiązania połączenia.
– Eee, co do tego...
– Eeee...? Kisaragi-chan, nie mów mi, że...
– Nie, po prostu... nie mam głowy do liczbż...! A-ale wiem, że jak się doda wszystkie cyfry, wyjdzie pięćdziesiąt!
– To ci dopiero wiedza bezużyteczna...
– Uuu~...
Od samego rana czułam, że komuś gdzieś musi być strasznie przykro z powodu mej własnej głupoty.
– Aach, ale wtedy może naślą policję, i odkryją, gdzie jesteśmy~...
– Jeśli tak się stanie, to zostaniemy aresztowani za porwanie... Gdybyśmy tylko mogli coś zrobić z telefonem...
Kido-san westchnęła i spojrzała na Mary-chan, która zadrżała i wpadła w jeszcze większy płacz.
Choć myślałam, że owa sytuacja była śmiertelnie poważna, to z jakiegoś powodu Kido-san i Kano-san zdawali się świetnie bawić, głównie z dokuczania Mary-chan.
–Wiem! Mary powinna znaleźć pracę z pesją pod koniec dnia i zarobić wystarczająco dużo pieniędzy na drugi telefon!
Kano-san wyszczerzył zęby i powiedział to gdy pięścią jednej ręki uderzał we wnętrze drugiej.
– Dobry pomysł. Zobaczmy... O, zobacz, ci biorą ludzi do kontroli ruchu ulicznego. I nie wymagają żadnego doświadczenia.
Kido-san rzuciła czytaną gazetą z ofertami pracy na stół. Była otwarta na stronie z postacią z założonym żółtym kaskiem i machającą czerwoną świetlną pałką.
Gdy Mary-chan to zobaczyła, przestała płakać, a jej twarz powoli bladła.
– Nie, nie, ta jest jeszcze lepsza! "Praca fizyczna ku szczęściu wszystkich! Penguin Brand Ishifuro Transport!" Em... Oferują dosyć niskie stawki, ale zapraszają i chłopców i dziewczyny!
– Hm, myślę, że to nawet nieźle, skoro dają szkolenie... H-hej, poczekaj chwilę.
Mary-chan odłożyła torebkę, którą ściskała, na stół i wstała z zamiarem cichego odejścia, lecz Kido-san złapała ją z tyłu za kołnierz i pociągnęła ją z powrotem na sofę.
– A dokąd to się wybierasz?
Zapytała się Kido-san, lecz wystarczyło spojrzeć na twarz Mary-chan, by wiedzieć, że nie przejmowała się już więcej telefonem, a raczej była pełna strachu przed niebezpieczeństwami, jakie jej ciało mogło doznać.
– Ja... nie mogę... takich rzeczy...
W gazecie leżącej na stole widniał śliczny obrazek różowego pingwina. Wyglądał jak maskotka firmy transportowej, zamiast równie uroczej oferty pracy, widniał opis "Doświadczenie nie jest wymagane. Zapraszamy zarówno kobiet jak i mężczyzn. Szukamy osób silnych i uwielbiających pracę fizyczną!"
– P-poczekajcie, czy taki rodzaj pracy nie byłby za ciężki dla Mary-chan...?
– Ja myślę, że byłoby to wspaniałe poznać pracujący światek! Łaaa, godziny pracy od 6:00 do 23:00! I można zacząć już od pierwszego dnia! Ani się nie obejrzysz, a już zarobisz tyle pieniędzy, by starczyło na kupno telefonu!
Kano-san już się nie uśmiechał, a raczej szczerzył zęby złośliwie patrząc na Mary-chan. I za każdym razem Mary-chan drżała i pojękiwała.
Zastanawiałam się, czym ona według nich zasłużyła na takie przytyki.
– Przestań! Jesteś wredny! Nie widzisz, że Mary-chan nie chce!?
Porwałam ze stołu gazetę, na co Mary-chan wpatrywała się we mnie jak w jakąś boginię.
– Masz rację, ale my już między sobą ustaliliśmy, że lepiej jak najwcześniej pokazać jej jak ciężko jest na świecie. Ona nie może wiecznie być NEETem.
Kano-san odparł wyciągając się na sofie, a Kido-san potakiwała do wtóru.
Czy to oznaczało, że oboje mieli jakąś pracę?
– A-ale ja już pracuję...!
Ten jeden raz, Mary-chan przemówiła sama z siebie.
Jednakże Kido-san i Kano-san znowu zaczęli mówić, jak gdyby chcąc zagłuszyć jej słowa.
– Chodzi ci o tą robótkę tworzenia sztucznych kwiatów? I ile z tego dostaniesz? Znowu 500 jenów na miesiąc?
– P-pięćset jenów?
Nie byłam w stanie ukryć mego niedowierzania słysząc o zarobkach w postaci jedynie trzy-cyfrowej liczby, i w szoku powtarzałam tę kwotę.
Widząc mą reakcję, Mary-chan zaczerwieniła się ze wstydu.
– T-to prawda... A-ale ja dużo czasu i wysiłku poświęcam na robienie każdego z nich...
– No wiesz... Za każdy kwiat dostajesz pięć jenów, nie? A że robisz dziennie tylko ze trzy czy cztery...
Powiedziała Kido-san i westchnęła.
Kano-san ciągnął dalej:
– Normalni ludzie pracowaliby tak przynajmniej ze sto razy szybciej. Ty też tak myślisz, nie, Kisaragi-chan?
– Coo!? Ja!?
Mary-chan intensywnie wpatrywała się we mnie, jak gdyby szukając we mnie wsparcia. Jednak niewiele mogłam powiedzieć o pochwalaniu zarabianie wyłącznie 500 jenów na miesiąc.
– Em, no ten... N-no wiesz! No każdy robi rzeczy we własnym tempie! I dlatego też myślę, że Mary-chan bardzo dobrze robi...!
– Nawet jeśli zarabia jedną monetę na miesiąc?
– Nawet jeśli zarabia jedną monetę na miesiąc...!
Po odpowiedzeniu bez zająknięcia na pytanie Kido-san, rzuciłam wzrokiem na Mary-chan. Ta patrzyła na mnie bardzo zadowolona.
Choć wciąż miałam parę wątpliwości, to jednak ukoiło me nerwy. Mimo wszystko jednak martwiłam się o przyszłość dziewczyny.
Hmm... Skoro tak myślisz, to niech ci będzie. Zatem Kisaragi-san nie spodziewa się po Mary odkupienia telefonu?
Kano-san szukał u Kido-san potwierdzenia, a ta bez słowa kiwnęła głową.
– No to ustalone! Czy to nie wspaniale, Mary? Kisaragi-chan powiedziała, że sama za siebie zapłaci!
– Ehh!? Zaraz, ale to... Ehhh!?
Nagłym zwrot wydarzeń zbił mnie z pantałyku.
– Hm? Czyli chcesz zrzucić na Mary obowiązek kupna telefonu?
Kano-san zadał pytanie z uśmiechem aż nazbyt spokojnym.
– ...nn! N-nie... Ja... sama za niego zapłacę...
– Słyszałaś to? Punkt dla ciebie, Mary!
– Czyli już wszystko wiemy.
Ja chciałam zapłacić za swój telefon, ale teraz czułam się, jakbym wpadła w jakąś pułapkę. Oni zawsze tacy byli...?
Rzeczywiście była to jakaś szemrana grupka.
– Umm... A c-czy to w porządku...?
Mary-chan wpatrywała się we mnie przejęta.
– Ach! T-tak! W jak najlepszym!
W rzeczywistości, to wszystkie moje zarobki z "pracy" były zawsze zarządzane, a do woli mogłam wydawać jedynie swe kieszonkowe, a kwota z tego miesiąca raczej nie pokryje wszystkiego.
Ale dobre było to, że nie miałam żadnych przyjaciół, z którymi bym gdzieś chodziła, więc miałam zaoszczędzone więcej niż trzeba. Gdybym tylko wyciągnęła trochę stamtąd, to...
– Jakoś sobie poradzę... —Zaraz!! Czemu wziąłeś mój portfel!? Ech? K-kiedy ty...?!
Owym przedmiotem, który Kano-san spokojnie przeglądał, był w rzeczy samej mój portfel, który na sto procent zostawiłam w torbie. Sprawdziłam ją, i rzeczywiście go tam nie było. To kiedy on go wziął...?
– Jeny! Kisaragi-chan, weź wyrzucaj swoje paragony~! A tak poza tym, to ty nie jesz może ostatnio za dużo suszonych mango?
– Kupujesz je codziennie... Razem z suszoną kałamarnicą. Ty chcesz się dorobić próchnicy?
Kano-san wyciągnął z portfela rachunki, rozłożył je na stole i razem z Kido-san zaczął je czytać.
– Naprawdę? Jeny, co jest z tym napojem! Zupa z czerwonej fasoli... i z colą? Kupujesz ją codziennie od tego dnia. Czy ty się nie uzależniłaś?
Mary-chan spojrzała na papierek leżący z boku i zachichotała. Na mojej twarzy zakwitły takie rumieńce, że spodziewałam się, że pluły ogniem.
– Uwaaaaaaaaaaaach!!
Błyskawicznie zgarnęłam wszystkie paragony ze stołu i wyrwałam swój portfel z rąk Kano-sana.
– C-co wy w ogóle wyprawiacie?! Tak zaglądać do cudzych portfeli bez pozwolenia...!
– Ech? No nie wiem... Tak po prostu?
Czyli tak po prostu ujawniła się tajemnica moich nawyków żywieniowych?
Gdybym tylko wprzód wiedziała, że to się stanie, to nie kupowałabym nic innego jak zwykłe kanapki i herbatę.
– Czy ty jesteś idolką suszonej kałamarnicy i zupy z fasoli?
– A-a co ci do tego...?! A to źle?!
Kido-san wymamrotała to spoglądając na trzymany w rękach paragon ze współczuciem wymalowanym na twarzy, a mina Kano-sana również przybrała powagę.
– Tak jak myślałem... ty naprawdę masz tak ciężko, hm? ...Sorry za wściubianie nosa.
– D-dobra, koniec!! Aaaaaach!! T-tej przekąski w życiu nie widziałam! Opakowanie ładne, a i wygląda smakowicie...
Chcąc zmienić niewygodny temat, wzięłam ze stołu żarcie w papierku, które Mary-chan wcześniej otworzyła.
Był to specjał z rzodkwi daikon, podpisany jako "Silnie skoncentrowany wywar z wodorostów! Tylko dla prawdziwych mężczyzn!"
– T-tak... Możesz to zjeść, jeśli chcesz...
Kido-san rzekła zmieszana, a Kano-san starał się zachować twarz i nie parsknąć śmiechem.
Miałam ochotę wpełznąć do dziury, schować się w niej i się zakopać głęboko, by nikt mnie nie znalazł.
– A-ale zupa z fasoli jest dobra... Mi też smakuje...
– M-Mary-chan...!
Mary-chan odezwała się, jakby chciała mnie bronić.
Jaka miła z niej dziewczyna...!
– Ale ona jest z colą.
– A to nie, to musi być chyba obrzydliwe...
Ostatecznie, szczerość nie popłaca.
Mój humor pogrążył się w otchłani.
– Już się tym nie przejmuję... i tak jestem dziwna... To dlatego nie mogę znaleźć żadnych przyjaciół.
Z portfela zwykłej licealistki raczej nie ma prawa wypaść paragon na suszoną kałamarnicę.
– O-oi, nie przejmuj się! Rozchmurz się...
– Skoncentrowany wywar z wodorostów... Nie mogę, nie mogę... Hee...
– Ile ty będziesz się z tego się śmiać! Po prostu-aach...! Bardzo nam przykro, okej?
Jak gdyby przerażona Kano-sanem trzymającym się za brzuch ze śmiechu, ramiona Mary-chan drżały, a na jej twarzy malował się strach.
– Sorry, sorry. Ach, myślałem, że padnę... Dobra, to może skończmy temat. Nie powinniśmy niedługo wyjść?
– Ech? Wyjść? ...Ale dokąd?
Kano-san wstał i się wyciągnął.
– No, musimy się wybrać po telefon dla ciebie, nie? Nie ma gdzieś w okolicy sklepu z komórkami?
– Tak, widziałem gdzieś jeden.
Kido-san rzekła, powoli przeglądając gazetkę z elektroniką wyciągniętą ze stojaka za sofą.
– Ee, przepraszam, że pytam, ale naprawdę trzeba kupować nowy telefon...?
– Hm~ Może na miejscu będą umieli zgrać wszystkie kontakty. Możemy się tam zapytać.
– E-em, ale... Jeśli wyjdę na ulice...
Czy to nie był zły pomysł teraz wychodzić?
Jeśli znowu przyciągnę swą obecnością tłumy, to nie spodziewałam się, że spróbujemy przejść się jeszcze raz.
– Aaa, my też idziemy, więc nie powinno być źle. Prawda, Kido?
– ...Ta, żaden problem.
I tak stałam, oszołomiona, nie mając pojęcia co się działo, a Kano-san radośnie szczerzył zęby.
– Co do "umiejętności" Kido, to nie widziałaś jeszcze wszystkiego.
Kano-san rozpostarł ręce i ciągnął dalej.
– Najprościej mówiąc, to ona może wpływać nie tylko na to, czy inni zauważą jej własne istnienie, ale też czegokolwiek innego z jej otoczenia. My to nazywamy mocą "skrywania oczu". Innymi słowy—
– Cz-czy to znaczy, że mogę też być niewidzialna!?
Zaciekawiona krzyknęłam bez namysłu.
– To nie tak, że staniesz się niewidzialna, tylko twa obecność zostanie ukryta i o wiele łatwiejsza do przeoczenia. Miałaś już wcześniej podobne doświadczenia, prawda, Kisaragi-chan? Zamiast przyciągania na siebie uwagi, przykuwałaś ją do "czegoś innego"—
Kojarzyłam kilka takich przypadków. Tak jak obrazek, który namalowałam na lekcji w podstawówce.
– Innymi słowy, oznacza to, że twa umiejętność "przyciągania oczu" również może zostać użyta poza jej właścicielem. Cóż, niezależnie od tego, czy jesteś tego świadoma czy nie, jestem pewien, że w przeszłości przypadkowo ściągałaś uwagę innych na przedmioty. W każdym razie, umiejętność Kido jest w stanie stłumić twoją, więc nie ma co się martwić. Choć zaczęło się to od wpadki Kido, to według mnie masz szczęście, że na nas trafiłaś.
Kido-san zakłopotana ukryła swoją twarz za gazetką.
– Jaka wpadka Kido? Hej, o co w tym wszystkim chodzi?
Mary-chan zapytała się Kano-sana zdezorientowana, a ten znów uśmiechnął się mrocznie.
Chłopak widocznie uwielbiał spoglądać z góry na innych.
– Tak, to prawda, serio. Choć Kido robiła ci z tego powodu docinki, tak naprawdę—
– Jasne jasne, zbierajmy się! Mary, nie myśl tak o tym. Nic tu nie miało miejsca.
Kido-san odrzuciła na bok magazyn i szybko wstała z kanapy.
– Wychodzimy gdzieś...?
– T-tylko skoczymy do sklepu z komórkami.
Tuż po tym, jak Mary-chan się zapytała, Kano-san odparł zdławionym głosem.
Czyżby to było z powodu wściekłego spojrzenia Kido-san i jej syku "Ani słowa"?
W tej chwili dostrzegłam zarys hierarchii panującej w tej grupie.
– ...A będziemy przechodzić koło parku?
– Hm? Ta, być może. Czemu pytasz?
– To ja wtedy z wami pójdę. No bo... należy im się godny pochówek...
Kano-san z miejsca oniemiał, gdy Mary-chan poszła do kuchni.
Nie mogąc pojąć niczego w rozmowie, Kido-san i ja również byłyśmy zaskoczone.
– ...Pochówek...? Zwierzątko Mary-chan umarło, czy...?
– Nie sądzę. Ona żadnego nie miała.
– Ta. Mary i tak nie byłaby w stanie kupować dla niego jedzenia, więc trzymanie takiego w tajemnicy...
– Więc co ona miała na myśli...?
Gdy szeptem rozmawiałyśmy o znaczeniu słów Mary-chan, usłyszałyśmy brzęk szkła pochodzący z kuchni.
Mary-chan wkładała kawałki kubka - jednego z tych potłuczonych - do materiałowego woreczka.
– Ach...
Wtedy mi się przypomniało, jak bardzo Mary-chan chciała skorzystać z ulubionej szklanki. Tyle pracy włożyła w przygotowanie i przyniesienie herbaty, by na koniec się potknąć i ją rozbić.
Podczas gdy Mary-chan podnosiła kawałki kubka z nadrukowanymi na nim obrazkami zwierząt, miała minę, jakby zaraz miała się rozpłakać.
– Ach... Więc o to jej chodziło, gdy mówiła o pogrzebie...
– Mary bardzo ceniła tą szklankę...
Powoli, jeden po drugim, przekładała każdy kawałek z plastikowej siatki do woreczka w śliczne wzory.
Zamiast traktować tego jako zwykły obowiązek, robiła to z ociąganiem, jakby liczyła wszystkie wspomnienia związane z tym kubkiem.
– Liderze, czy mogę z tobą na minutkę?
– Hm? O co chodzi?
– Co do sklepu z komórkami, moglibyśmy się nie wybierać do tego najbliższego? Hm, a co byś powiedziała na dom towarowy, w którym też sprzedają telefony...
Kido-san przez chwilę patrzyła niepewnie, lecz gdy doszło do niej co miałam na myśli, odpowiedziała:
– Jak już wyjdziemy, to nie ma znaczenia gdzie zajdziemy. Możesz wybrać, gdzie się wybierzemy.
– Dz-dziękuję!
Kano-san się uśmiechnął, tym razem szczerze.
– Dla mnie brzmi nieźle. Mary nigdy wcześniej nie była w domu towarowym, stąd jestem pewien, że się ucieszy. Już nie mówiąc o tym, że będzie zupełnie bezpiecznie będąc razem z Kido, nie?
– Mimo wszystko, to od niej zależy. To czemu nie pójdziesz i jej nie zaproponujesz?
Kido-san popędziła mnie klepnięciem po karku i poszłam do kuchni.
Gdy się zbliżyłam, Mary-chan mniej więcej skończyła wyzbieranie większych kawałków, lecz widocznie zastanawiała się nad tym, co zrobić z mniejszymi kawałkami.
Było jasne, że było niebezpiecznie je podnieść gołymi palcami.
– Mary-chan, potrzebujesz pomocy?
Stanęłam obok niej i zawołałam, a Mary-chan zaskoczona odwróciła się w mą stronę.
– Ech...?
– Lepiej ich nie dotykać gołymi rękami, nie? Ja potrzymam woreczek, a ty je wsypiesz, dobrze?
– D-dobrze...
Po tych słowach Mary-chan wręczyła mi woreczek z przepięknymi wzorami.
Ważąc w rękach ciężar woreczka, włożyła do niego cztery szklanki.
Czy zamierzała ona zakopać wszystkie kupki razem ze swoim ulubionym?
Trzymałam szeroko otwór woreczka, a Mary-chan wsypała z siatki resztę fragmentów.
– Ten kubek był dla ciebie bardzo ważny, prawda?
– Mm-hm... Mama mi go dała.
Ścisnęło to moje serce. Widząc jak Kano-san i Kido-san zamartwiali się o przyszłość Mary-chan, coś czułam, że jej rodziców nie było w pobliżu.
Bez względu na to, czy ich nieobecność była chwilowa, czy też o wiele dłuższa - nie wyglądało na to, by jej rodzice mieszkali gdzieś niedaleko.
——Wbrew mej woli, wspomnienie, którego bym nigdy nie zapomniała, wypłynęło na wierzch, przez co znowu ścisnęło me serce.
– Rozumiem...
– Ale to nie szkodzi. Ponieważ zawsze będę to nosić w sercu...
Martwiłam się o to, że Mary-chan znowu się rozpłacze, ale gdy na nią spojrzałam, delikatny uśmiech jawił się na jej twarzy.
Na ten widok, to mi pierwszej napłynęło łzy do oczu.
Ale ponieważ Mary-chan nie płakała, nie mogłam pozwolić sobie na smutek.
– Rozumiem... Hej, jeśli chcesz, miałabyś potem ochotę na przejście się z nami po sklepach?
Proponując, podkreśliłam pomysł, na który wcześniej wpadłam.
– Po sklepach...? Za telefonem...?
– Tak, ale tylko jeśli tego chcesz... A może przy okazji kupimy też zestaw szklanek dla wszystkich?
W tej samej chwili Mary-chan spojrzała na mnie zaskoczona.
– Z-zestaw!? A mogę pomóc wybrać...?
– Oczywiście! Byłoby miło pić herbatę ze wszystkimi w kubkach z tego samego zestawu, nie sądzisz?
Twarz Mary-chan pojaśniała na wieść o tym pomyśle.
– ...Chcę...!
– Naprawdę!? To świetnie... Dobra, to się zbieramy!
– Okej....! Ale, gdzie my idziemy...?
– Dzisiaj wybieramy się do domu towarowego! To takie miejsce gdzie jest mnóstwo różnych sklepów! Obiecuję, że będziesz się dobrze bawić!
– Domu towarowego...!?
Twarz Mary-chan rozbłysła wyczekiwaniem starając się wyobrazić jak się potoczy wycieczka.
Nie sądziłam, że będzie tak szczęśliwa idąc z nami na zakupy...!
Myślałam, że to będzie mój jeden z gorszych dni, lecz wyglądało na to, że będzie dzisiaj całkiem fajnie.
Zakupy w domu towarowym, hm... Moje serce również zaczęło bić szybciej z podniecenia.
– J-już się przygotowuję...!
Ostrożnie odłożyła woreczek w kuchni i podreptała w stronę swego pokoju.
Widząc jej żywe, sprężyste kroki przyniosły mi autentyczną radość, i bezwiednie się uśmiechnęłam.
Ahh, wyglądało to niebezpiecznie... Mogłaby się poślizgnąć i znowu upaść...
– Och? Kisaragi-chan zaprosiła cię na wyjście?
– M-mm-hm... Zaraz będę gotowa!
Mary-chan odpowiedziała na pytanie Kano-sana, i dało się po niej słyszeć, że nie mogła doczekać się wyjścia.
——I tak było, dopóki Kano-san nie strzelił głupoty.
– To super! I oczywiście wyjdziesz w tych swoich skarpetkach, nie? ...He...he...!
I jak gdyby przypominając coś śmiesznego, Kano-san zaczął się śmiać. W jakich skarpetkach...?
Czy chodziło mu o tamte śmieszne, o których rozmawiali, co Mary-chan wcześniej założyła?
Chociaż, Mary-chan teraz była boso...
Gdy tak pomyślałam, chichot Kano-sana nienaturalnie umilkł.
Czy raczej, przestał się w ogóle ruszać, jak gdyby czas się dla niego zatrzymał.
Kido-san przybrała zakłopotaną minę.
– K-Kano-san...? Co się z tob—...
Podeszłam trochę do niego, i wtedy zauważyłam coś dziwnego u Mary-chan.
Było to coś zupełnie innego niż wcześniej; jej głowa była lekko pochylona, a i wokół roztaczała złowrogą atmosferę.
Oba końce jej loków zwisających na ramionach się kołysały, wijąc się przy tym jak żywe. Pomiędzy kosmykami, można było dostrzec "oczy" w kolorze odmiennym od ich zwyczajnego, bladoróżowego odcienia... Były one lśniąco czerwone.
– Ułaaaaa!!
Nim mogłam się powstrzymać, krzyknęłam przerażona tą nagłą zmianą.
Dziewczyna, która była taka miła i spokojna, teraz roztaczała złowrogą aurę, jej włosy wiły się groźnie i cała ta otoczka.
– Haaaaah~ Jaki z niego dureń...
Kido-san puknęła Kano-sana w głowę, który stał jakby tego w ogóle nie zauważył.
Jego mina pozostała niezmienna, jak u manekina.
– Co się z nim stało...?
– Achh... Umiejętność Mary "spotkania oczu" jest w stanie zamienić ludzi w kamień.
– W kamień!?
Kido-san wyjaśniła znów pukając w głowę Kano-sana, ale to tak szybko się działo, że nie załapałam tego, co powiedziała.
Zamiana ludzi w kamień rzeczywiście było zupełnie inną sprawą od mojej przypadłości "przyciągania" wzroku innych.
Brzmiało to jak magia.
Przez cały ten czas Mary-chan wbijała oczy w Kano-sana, oddychając przy tym ciężko.
– Ale jak to... Zaraz, a z Kano-sanem będzie wszystko okej!?
Wiem, że to nie był czas i miejsce na takie myśli, ale zastygła twarz Kano-sana, która powstrzymuje się od śmiechu, była bardzo zabawna.
– Niestety, już jest za późno... On nigdy już nie wróci do normalności.
– ...Ech?
– Co za nieszczęście... No dobra! Zawsze to możemy go trzymać w pokoju jako wieszak! Choć szczerze mówiąc, nie jestem za tym pomysłem...
Kido-san rzekła niewzruszona.
Kano-san... Choć dopiero co się poznaliśmy, to już musimy się pożegnać...
Achh, ale serio, nie chciałabym oglądać codziennie takiego wieszaka...
– Dobra, zajmuje on tylko miejsce, wyrzućmy go razem ze śmieciami... Dobra... Mary, złap za drugi koniec.
– Taa... Wyrzućmy go...
– ——Ułaaa!? Co ty wyprawiasz, Kido? Żeby tak znienacka przytula—auł!!
Jak tylko obie przygotowały się do chwycenia go, Kano-san nagle zaczął się ruszać.
A Kido-san natychmiast zdzieliła go kolanem w żebra.
Myślałam, że może wróci do świata żywych na wskutek okrutnych działań Kido-san, lecz widocznie ten cios mógł być bardziej fatalny w skutkach. Kano-san poległ i zwinął się na podłodze, jęcząc przy tym.
– Zdurniałeś do reszty!? Właśnie mieliśmy wychodzić, więc nawet nie przeciągaj struny!
– Liderze, przepraszaaaam~...
Kano-san wyrzucił z siebie te słowa leżąc na podłodze, ale nawet w takiej chwili widziałam jego uśmiech na twarzy.
– Dobra, Mary, ty też się zbieraj. W takim tempie zamkną nam wszystkie sklepy.
– Ech!? Ale... Już idę się zbierać...!
Mary-chan wybiegła do swego pokoju, a ramiona Kido-san opadły z rozdrażnienia.
– Ee... Czym jest Mary-chan... tak dokładnie?
– Sami nie jesteśmy tego pewni, ale... Widocznie jest ona potomkinią Meduz.
– M-Meduz!? Czekaj... masz na myśli... te, co serio zamieniały ludzi w kamień!?
– Tak. Sam z początku nie dawałem temu wiary, ale człowiekiem to ona nie jest.
Wcześniej słyszałam jedynie niewyobrażalne rzeczy, stąd znowu jej słowa zbiły mnie z tropu.
Ale słyszałam co nieco o Meduzie.
Ale żeby było jasne, miałam tylko podstawową wiedzę o niej jak wszyscy - potwór z legend, który potrafił zmieniać ludzi w kamień, a węże wyrastały z jej głowy.
I właśnie przed chwilą, na moich oczach, ta moc została użyta.
– Słyszałem, że przez całe życie była świadoma swych korzeni; jej rodzice nieustannie jej o tym przypominali. Jej matka prawdopodobnie posiadała moc zamiany w kamień, lecz Mary jest w stanie jedynie zatrzymać ruchy.
– A-ale... to brzmi niewiarygodnie...
– Wiem, do czego zmierzasz, ale faktem jest, że Mary jest prawdziwa. I to tak samo jak ty i ja. Bez względu na to, czy to ma sens czy nie, my wszyscy mamy dziwne moce. Załapałaś już, nie?
– T-to tak, ale...
– ——Czy ją za to znienawidzisz?
– ...Ech?
– Wiedząc, że nie jest człowiekiem, czy ją znienawidzisz?
– ...Jasne, że nie... Chcę być jej przyjaciółką...!
– Skoro tak sprawy stoją, to na razie zostawmy ten temat. Później zadbam o to, by opowiedzieć ci wszystko o nas. A jeśli zechcesz, ty też możesz nam o sobie powiedzieć.
– O-okej...!
– J-już jestem gotowa...
Mary-chan wyjrzała zza drzwi pokoju, do którego wcześniej weszła. Niestety najwyraźniej była zbyt nieśmiała, by stamtąd wyjść.
– Co tak tam stoisz? Jeśli jesteś gotowa, to chodźmy.
– D-dobrze...
Wówczas Mary-chan otworzyła drzwi i wyszła, i nie było nic dziwnego w jej wyglądzie.
Skarpetki, z których Kano-san miał taką bekę, były białymi zwykłymi skarpetkami.
– Hm? Było coś nie tak z tymi skarpetkami?
– Achh, te są jeszcze normalne. Maary wcześniej ubrała luźne skarpety*.
– L-luźne skarpety...!?
Próbowałam sobie wyobrazić sobie Mary-chan z tymi skarpetkami i z tym, co obecnie na sobie miała, i pomyślałam, że wyglądałaby... jak nikt inny.
Twarz Mary-chan oblała się czerwienią, i podeszła do Kido-san.
– Cz-czemu jej o tym powiedziałaś!? Ale ja ubrałam już zwyczajne...!
– Hm? Przepraszam; zapytała się, to podałam odpowiedź. Masz tu coś do zarzucenia?
– A-ale...!
Mary-chan spojrzała na mnie z niepokojem. Musiało ją boleć po tym, jak się z niej nabijali.
– Tylko dlaczego wybrała do ubrania takie luźne skarpetki...?
– To nie moja wina...! Były w książce Kano...!
– Kano-sana... masz na myśli tą?
Wzięłam magazyn, który Kano-san nie tak dawno czytał, z widniejącym na nim tytułem "Tylko u nas! Kolekcja mody Gyaru z dawnych lat", a w nim były dziewczyny ubrane... w bardzo ciekawe stroje.
– One ładnie wyglądały, i tak...
Meduza w dzisiejszych czasach miała bardzo interesujący gust.
– Nawet je zrobiłam na drutach...
I co lepsze, nie były kupne.
* * *
Opuściwszy boczne aleje, doszliśmy do głównych ulic, na których panował codzienny gwar.
Po drugiej stronie ulicy knajpy oblegały całe rodziny klientów.
Nigdy nie myślałam, że wrócę tu po przyciągnięciu wielkich tłumów, ale tym razem było zupełnie inaczej.
Nigdzie nie pojawiały się żadne większe grupy, ani nikt mnie nie witał po drodze, nawet mimo braku przebrania czy prób ukrywania się po kątach. Mijający nas ludzie nie zaszczycali mnie nawet spojrzeniem i najzwyczajniej w świecie szli na wprost do swego celu.
– T-to jest... bardzo miła odmiana...
– Nie masz po co mi to mówić, bo zwyczajnie tego nie zrozumiem. Inna sprawa - ile czasu zmarnuje Kano, aż w końcu nas zauważy?
Kano-san, który chadzał po chodniku, patrzył w naszą stronę.
Skupiony czegoś wypatrywał, jakby szukał czegoś małego. Po pewnym czasie nagle się poderwał i zadowolony ruszył do nas się przyłączyć.
– Taa, działa wyśmienicie! Naprawdę, musiałem się nieźle wysilić, aż w końcu was znalazłem!
– Coś ci długo to zajęło.
Kido-san westchnęła, jak gdyby miała już dość czekania.
– Wiesz, to nie była moja wina. Naprawdę nie mogłem was zobaczyć.
Odparł Kano-san nawet nie opuściwszy uśmiechu.
– Łaa~ ...Czyli naprawdę nas nie widać...
– Hmm, jakby ci to powiedzieć... Ludzie nas widzą, tylko po prostu nas nie zauważają. Ale żeby poznać to na własnej skórze od obu stron - straszne, serio.
Zgodnie z wcześniejszymi słowami Kido-san, jej moc maskowania obecności czegokolwiek miała zasięg około dwóch metrów.
Może to nie była dokładnie niewidzialność, ale będąc w zasięgu jej mocy nie widziałam żadnej różnicy.
– Łał...! Ja też chcę to zobaczyć...!
– Głupia jesteś czy co? Jak się za bardzo oddalisz, to cała ta wyprawa straci sens... No i Mary! Jesteś za blisko! Zaraz mnie udusisz!
Kido-san odciągnęła od siebie Mary-chan, która kurczowo trzymała się jej kaptura.
– T-tu jest tyyyle ludzi...
– Jesteśmy w samym środku miasta, to chyba oczywiste, że tu są. Skoro na razie nie ma żadnych większych problemów, to dalej kontynuujmy misję.
– T-tak jest!
Słysząc słowo "misja", naprawdę miałam wrażenie, jakbyśmy przeprowadzali ściśle tajną infiltrację, przez co nie mogłam pozbyć się ekscytacji.
Cóż, tak naprawdę to była zwykła misja wymiany telefonu i kupienia nowych kubków.
Szłam przed Kido-san i Kano-sanem, aż doszliśmy do głównej ulicy, która zdawała się zupełnie innym światem.
Widok wyścielający się przede mną nieustannie się poruszał, nawet bez naszego wpływu, prawie jak w jakimś filmie.
Ludzie nas mijający nie zwracali na nas najmniejszej uwagi, a gdybyśmy nie byli ostrożni, to by pewnie na nas wpadli. Naprawdę mi się wydawało, że staliśmy się niewidzialni, i dzięki temu odczułam ulgę, której nigdy nie doświadczyłam.
– Eee... Kano-san...
– Hm? Co jest? Zara, a czemu tak szepczesz?
– Aa.... N-no, właściwie to nie wiem czemu....
– Możesz mówić normalnie, wiesz? Nawet śpiewać, jeśli tego zechcesz. O, na przykład te twoją pierwszą piosenkę - jak to leciało? Różowa-coś-tam...
– Ułaaaaaaaaaa!! Skąd ci to przyszło do głowy!? Mogę cię za to walnąć, wiesz!?
– Ty chcesz mnie uderzyć!? ...A właśnie, widzisz? Tak głośno wrzeszczałaś i nikt nic z tego nie robił, nie?
– Och, masz rację... Ale czekaj, nie o to mi chodziło! Chciałam powiedzieć, że Mary-chan nie najlepiej wygląda...
Jak zwykle w takich chwilach, Mary-chan mamrotała coś pod nosem jak mantrę.
Gdyby naprawdę można było ją zobaczyć, to nikt z ludzi wokół nie zechciałby być w jej pobliżu.
– Ach~ ...Coś tak czułem, że mogło się coś takiego zdarzyć. Ej, Mary? Maaary. Hm, jak gdyby w ogóle nas nie słyszała.
Kano-san, nie odwracając się, cofnął się do Mary-chan, by machać ręką przed jej oczami. Dziewczyna zdawała się jednak patrzeć gdzieś w dal, gdyż wcale nie zareagowała.
A poza tym, to było bezpieczne tak się cofać? Nikt nas tutaj nie widział, i to my powinniśmy uważać, by na nikogo nie wpaść.
– A, poczekaj chwilkę.
W chwili, gdy się tym wszystkim zamartwiałam, Kano-san nagle się zatrzymał.
Kido-san również stanęła, a Mary-chan z rozpędu na nią wpadła.
– Ee...?
Chciałam się zapytać, co się stało, gdy nagle z lewej nadjechał dzieciak na rowerze i przejechał nam tuż przed nosem. Gdybyśmy się nie zatrzymali, najpewniej wpadłby na nas.
Do tego jechał z kierunku, z którego nawet ci z nas, którzy patrzyli wprost przed siebie, by go nie dostrzegli.
– ...Agh! Mary, patrz, gdzie idziesz!
– Eek.. P-przeparaszam...
Kido-san się obróciła ku Mary-chan pochylającej swą głowę w ramach przeprosin.
– Po prostu zwracaj większą uwagę na otoczenie...
– Ale było strasznie...! Tyle ludzi wszędzie...!
– I właśnie dlatego ci mówiłam, żebyś się pilnowała. Głupia jesteś?
– W-wcale nie...!
Mary-chan próbowała się odgryźć, lecz wyszło z tego ledwo słyszalny bełkot.
Kido-san po tym ruszyła w drogę, a za jej śladem poszła cała reszta.
Mary-chan zdawała się być spokojniejsza, choć teraz pod nosem narzekała na zachowanie Kido-san - coś w rodzaju "Dlaczego ona tak mi powiedziała..."
Kano-san również szedł, jak gdyby nic się nie zdarzyło.
– Kano-san, a skąd wiedziałeś, co się stanie?
– Ech? A, to. Hm~ Tak po prostu, chyba?
– Chyba...? ...Ty jeszcze umiesz przepowiadać przyszłość...?
W tym momencie nie byłabym zaskoczona, gdyby odpowiedziałby "Tak, a czemu nie?", ale zamiast tego zażartował - Przyszłość, ta~? To to bym bardzo chciał! Może wtedy bym zgadł, jakie szczęście się zapowiada na następny dzień*!
Idąc w stronę centrum miasta oraz domu towarowego, coraz gęściej robiło się na ulicach.
Najwyraźniej wiele samochodów opuszczało właśnie dom towarowy. W jednym z aut skręcających w ulicę naprzeciwko mignęło mi wielkie pluszowe zwierzątko.
– Hm. Zaraz przejdziemy przez ulicę. Tylko nie odchodźcie za daleko.
Kido-san zatrzymała się na światłach, palcem wskazując na drugą stronę ulicy.
Dużo aut skręcało tu w prawo, więc musieliśmy uważać przy przechodzeniu.
– P-przechodzenie przez ulicę musi być naprawdę niebezpieczne, skoro kierowcy nas nie widzą...
– Hm. Nic a nic się nie stanie. Trzymaj się blisko Kido.
– Właśnie, ty się trzymasz aż zbyt dosłownie. Daj mi... chociaż... odetchnąć...
– Ale... ale...!
Mary-chan uczepiła się Kido-san od tyłu tak mocno, jakby miała zamiar wypróbować na niej German Suplexa*.
Kido-san usilnie starała uwolnić się od niej, trzymając się za własny kaptur.
Ja również mimowolnie podeszłam do Kido-san.
Zauważywszy ciężarówkę przejeżdżającą nam niemalże przed nosem, poczułam dreszcz przebiegający mi po plecach.
– Okej... Ja jestem gotowa.
– Dobra. Zatem, idziemy. Trzymać się blisko.
Po tym, jak światła zmieniły się na zielone, Kano-san wszedł na jezdnię.
Za nim, blisko, Kido-san również ruszyła z miejsca.
Z niepokojem rozglądałam się w obie strony, lecz po chwili zaczęłam uważać na to, by na nikogo nie wpaść, bo spory tłum również z nami przechodził.
Po tym, jak bezpiecznie dotarliśmy na drugą stronę chodnika, wystarczyło pójść tylko w lewo, i po dłuższym spacerze doszlibyśmy do naszego celu podróży.
Wiele razy mijałam z daleka dom towarowy, i jak zawsze sprawiał wrażenie ogromnego.
"Prawie jak w grze RPG", jak zawsze myślałam.
– Wiesz, ten dom towarowy~ wygląda jak żywcem wzięty z jakiegoś RPG-a, nie?
Kano-san odezwał się do mnie, gdy czekaliśmy na zmianę kolejnych świateł.
– Ech!? Eeeech!? Skąd ci to przyszło do głowy!?
– Ha... Co cię ugryzło? powiedziałem coś dziwnego...?
Tak mnie zaskoczyło, że tak szybko to powiedział, że zaczęłam ku niemu mieć podejrzenia.
Widać było, że Kano-san nie wiedział, o co chodzi.
Zdarzało się to tylko od czasu do czasu, ale powoli zaczynałam się bać, że może naprawdę umiał czytać w myślach.
– Ach... N-nie, po prostu... ahaha... Nie, nic, zupełnie nic.
– Hm~? Zachowujesz się nieco dziwnie. Ach, czy to może dlatego, że pomyśleliśmy o tym samym?
– Uwa! S-skąd o tym wiesz...?
On naprawdę umiał czytać w myślach?
Czyli, w takim razie, on każdą myśl, która przeszła mi przez głowę... Samo to mnie przerażało.
– To co, czyli miałem rację, co? To tylko taka myśl, ale ty i ja mamy bardzo podobny tok rozumowania, Kisaragi-chan!
– Nie mów tak, to mnie przyprawia o dreszcze.
Wygłosiłam swoją najszczerszą opinię, która przygnębiła Kano-sana, opuszczając smutnie ramiona.
On naprawdę nie wyglądał na takiego, co by czytał w myślach.
– Kido~ ....Ty jako jedyna możesz mnie zrozumieć~
– Jeszcze jeden krok, a pożałujesz.
– Tak, prze pani...
Kano-san próbował podejść do Kido-san, ale spotkał się z wrogością.
Jak to lider.
Zapaliło się w końcu zielone światło, i po raz kolejny przeszliśmy na drugą stronę, będąc już naprawdę blisko domu towarowego.
Wcześniej, jak z Kano-sanem szłam gęsiego po stronie najbliżej ruchowi z drugiej strony, zauważyłam przejeżdżający biały van.
Jakby tak pomyśleć, to jak potoczyło się z dzisiejszymi zdjęciami do dramy...?
Czy menedżerka z tego wszystkiego się na mnie pogniewała?
Cała agencja pewnie mnie szukała.
Powinnam jak najszybciej do nich zadzwonić, i powiedzieć o tej całej sytuacji i moich odczuciach...
– W-wszystko w porządku...?
– Ech?
Rozejrzałam się szukając mego rozmówcy, którym okazała się Mary-chan spoglądająca na mnie zmartwiona.
– Ach, tak! Wszystko okej! Umm... Serio wyglądałam tak źle...?
Mary-chan lekko kiwnęła głową.
No tak - wreszcie dorobiłam sobie przyjaciół.
Przyjaciół, którzy się martwią o mnie nie dlatego, że jestem idolką, a dlatego, że jestem sobą.
– Przepraszam, że ci zepsułam humor... Ach, Mary-chan, widać stąd nasz dom towarowy! Założę się, że znajdziemy tam mnóstwo fajnych rzeczy... Nie mogę się doczekać!
– Ech? Ł-łał... Naprawdę! Wygląda jak zamek z bajki!
Rząd budynków stojących po prawej stronie ulicy się przerzedził, sponad których wyłonił się dom towarowy.
Był przepiękny - naprawdę potrafiłam dostrzec powód, dla którego budynek przywodził na myśl Mary-chan zamek.
Zawsze chciałam pójść do wesołego miasteczka mieszczącego się ponad sklepami, ale ponieważ nigdy mnie z nikim nie było, nie miałam na to szansy.
Teraz jednak przyszłam w towarzystwie, więc może będziemy mieli czas na krótką wizytę.
Czułam, jak me serce z podniecenia zaczęło bić jeszcze szybciej.
– No, a nie!? W środku jest jeszcze bardziej wspanialszy, wiesz?
– Naprawdę? Chcę to zobaczyć!
Oczy Mary-chan błyszczały jak u małego dziecka.
Rzuciłam spojrzeniem na Kido-san i dostrzegłam, jak ta uśmiecha się lekko.
Zdałam sobie sprawę, że moje oczy pewnie też iskrzyły jak u Mary-chan, i zaczęłam się trochę wstydzić.
Zrównałam krok z Kido-san i szepnęłam do niej.
– Liderze, powinnaś z nami też się przejść na zakupy.
– Hm? Nie, mi to nie robi. I tak nie mam nic do kupienia...
– Ajć~ Mogłybyśmy przy okazji rozejrzeć się za nowymi ciuchami. Znajdę dla ciebie coś uroczego!
– Ty...!? Nie, naprawdę nie ma potrzeby, żebyś ty...
– Nie bądź taka skromna! Może na taką nie wyglądam, ale ja mam odwagę, żeby...
– Nie, nie o to chodzi, sama spójrz na to, w czym teraz chodzisz. Twoje ubrania za bardzo się rzucają w oczy, i do tego wcale nie pasują do mego stylu... Hej, coś nie tak?
Stało się to, gdy dotarliśmy do wejścia centrum handlowego. Wcześniej nie zwracałam tak uwagi na otoczenie, ale stał tam ktoś, kogo dopiero rozpoznałam.
Nie. To niemożliwe. Żeby to był on, i to jeszcze w takim miejscu jak to...!?
Nie myślałam o tym, by do niego zdążyli dodzwonić, mimo to musiałam jak najszybciej opuścić to miejsce.
– ...Kisaragi? Coś nie tak?
– Mój starszy brat...
– Ha...? Twój brat? A-łaa!!
Nogi mi się poplątały, gdy podjęłam próbę ucieczki, co skończyło się wpadnięciem prosto na Kido-san.
Kido-san straciła równowagę i sama wpadła na mojego brata.
– ...Aa!!
Cholera. Spanikowałam, przez co zrobiło się jeszcze gorzej.
– Ła-aa!!
Mary-san również musiała się przestraszyć nagłym poruszeniem i – bez żadnego powodu – też upadła, choć nikogo przy niej nie było.
Kido-san szybko odzyskała rezon i odwróciła się ku memu bratu.
– Ach... E-ee, przepraszam! Eee....Yyy.... Eee...
Z ust mojego brata wychodził tylko bełkot i beznadziejny głosik.
A do tego jeszcze ukłonił się tak gwałtownie i głęboko, że zdołał wprowadzić z zdumienie wszystkich wokoło.
Och, dajcie mi święty spokój...Westchnęłam, a w tym samym czasie nagle pożałowałam tego, że wymsknęło mi się, że był moim bratem.
– ...Nie szkodzi, naprawdę. To moja wina.
Rzekła Kido-san i wróciła do nas.
Mój brat uniósł głowę i rozejrzał się wokół zmieszany. Następnie wypiął się z dłońmi na kolanach i zaczął ciężko sapać.
Co za godne pożałowania stworzenie...
Wpadł jedynie na nieznajomą dziewczynę, a zachowywał się, jakby dopiero co wyszedł cało z łap niedźwiedzia.
Na szczęście nie zauważył mej obecności, lecz to pewnie było z powodu mocy Kido-san działającej na resztę grupy.
Albo serio mu padło na oczy.
Nieważne, mimo woli z tego wszystkiego i tak zakryłam ze wstydu twarz.
– Co za koszmar...
– H-hej, o co tu chodzi, Kisaragi!? Ten chłopak to twój starszy brat!?
Choć przed bratem udało się jej zachowywać powagę, to jak tylko się do nas odwróciła, zaczęła krzyczeć ze spływającym po jej twarzy zimnym potem.
– Ee... N-nie... Proszę, nie bądź taka... On nie...
– Nie nie, sam słyszałem głośno i wyraźnie, jak Kisaragi-chan nazwała go "swoim starszym bratem".
Kano-san, który niewzruszony przyglądał się całej sytuacji, wykorzystał okazję do podzielenia się swymi myślami.
– Eeee....! Już tego wystarczy- Mary-chan, nic ci się nie stało? Przepraszam, że cię tak wystraszyłam....!
Mary-chan udało się stanąć pewnie na nogach, lecz rąbek jej długich skarpet nieco się wystrzępił.
– Aach...! U-uderzyłaś się!?
– Ach, a dopiero dziś je ubrałam...
Widocznie Mary-chan martwiła się tylko o swoje skarpety.
Nic jej się zatem nie stało.
– Dzięki bogom, że jesteś cała... Poczekaj chwileczkę, Kano-san, co ty tak szczerzysz zęby? Przerażasz mnie!
– Hę? A nie, nic, nic... Nie przeszkadzaj sobie.
Kano-san zrobił minę, jakby stanął na swej nowej zabawce.
To dopiero było upiorne.
– Aaaaaaa!! To koszmar!! Najgorsze, co mogło mnie spotkać!! Dlaczego ja...
– H-hej, to tamten chłopak to był twój brat? Ale tak serio?
– Wkurzasz mnie, liderze! Nawet o tym nie wspominaj! Aach, okropne to...
– J-jasne...! Przepraszam...
Spojrzałam za ramię na mojego brata, który gadał do swojej komórki przy wejściu.
Pewnie znowu z nią rozmawiał.
Ale skąd on się tu wziął?
W końcu, to od prawie dwóch lat nie wychodził z domu...
– Już wystarczy, idźmy już dalej! Dobrze mówię, Mary-chan!?
– D-dobrze.... Kisaragi? ...Czy jesteś zła?
– No jasne, że nie!! Idziemy, liderze!
– J-jasne...
Lepiej było się pospieszyć i wejść do środka, póki mój brat tak sobie stanął na środku.
Popychałam Kido-san ku wejściu, byleby jak najszybciej dostać się do domu towarowego.
– Ha? A co ze mną?
Kano-san szedł obok nas wskazując na siebie palcem, uśmiechając się przy tym gdy się na mnie gapił.
– Kano-san, ty lepiej wracaj i idź spać!
– Ee... To przy okazji może wpadnę na twego brata~
– Aaaaaaaa!! Żartowałam!! Chodź z nami!!
– Aw~ Kisaragi-chan, wystarczyło powiedzieć, że chcesz mojego towarzystwa~
Powstrzymując w sobie żądzę mordu, w ciszy zmierzałam ku centrum handlowemu.
W każdym razie, aleja z komórkami znajdowała się na szóstym piętrze - całym przeznaczonym na dział sprzętu domowego.
Nie mogłam sobie wyobrazić tego, że mój brat ma coś do zrobienia w domu towarowym, a co dopiero w tak wielkim jak ten. A jeśli jednak go tu by zawiało, to szczerze wątpiłam, byśmy trafili na siebie w tym samym dziale.
Ale na razie, skoro wynieśliśmy się z tamtego miejsca, powinno już pójść gładko.
Chciałam jak najszybciej znaleźć się w środku. W końcu mieliśmy czas na nasze wielkie zakupy!
* * *
Popołudniowy blask słońca rozświetlał całe piętro przez okna budynku.
Wielu rodziców najwyraźniej wzięło swoje pociechy do sklepów z powodu święta Obonu, widząc jak dzieciaki bawiły się przed wielką lodówką, na przemian zamykając i otwierając jej drzwi.
Ach, też chciałabym się pobawić, jednakże rzeczywistość niestety bywa okrutna. Może opętał mnie jakiś zły duch.
– Ki-Kisaragi...?
– Hm~? Coś się stało, Mary-chan?
– Eek... Eee... uśmiechnij się...
– Spokojnie. Ze mną wszystko w porządku, nie widzisz? Zabawne to, nie... Hehehe...
– T-tak... Masz rację... przepraszam...
Oto szóste piętro domu towarowego.
Szybka melodia typowa dla marketów sączyła się przez głośniki tutaj, w dziele sprzętu AGD.
Kano san ziewnął głośno, jak gdyby miał tu zaraz zasnąć.
Oczywiście. On nie miał pojęcia ile jeszcze będzie musiał czekać.
Po wejściu do budynku skierowaliśmy się na szóste piętro, ale nie mogliśmy skorzystać z windy albo ze schodów ruchomych, bo to by oznaczało ryzyko kontaktu z innymi. Martwiłam się, że moc Kano-sana nie pomoże nam w takiej sytuacji, więc wybraliśmy zwykłe schody. Wyglądało na to, że nasza obecność mogła zostać wykryta tuż po naszym dotknięciu, no bo nasze ciała nadal jednak istniały.
Mary-chan brakowało tchu co każde pokonane dwa piętra, przez co musieliśmy często robić przerwy na odpoczynek i zmarnować całkiem sporo czasu.
Jak tylko dotarliśmy na to nieszczęsne szóste piętro i mieliśmy już szukać alei z komórkami, z widy wyszedł nie kto inny jak mój brat.
Myślałam, że dziś będzie mój szczęśliwy dzień, ale pozwólcie mi odszczekać. Tak jak myślałam, dziś był dzień, którego już miałam serdecznie dość.
Jakie to romantyczne, że znalazłam się w tym samym miejscu co mój brat, który z domu nie wychodził od dwóch lat.
Gdybym dorwała tego boga romantyczności, zbiłabym go na kwaśne jabłko.
A tak nawiasem mówiąc, to poprosiłam Kido-san o zmniejszenie efektów jej mocy, dopóki nie kupię swojej komórki.
Bałam się, że jak to zrobi, to mnie rozpoznają, ale nie wyróżniałam się znacząco.
Widocznie ludzie brali mnie za kolejną klientkę, której twarzy nawet nie zapamiętają.
Ale najwyraźniej mój brat to zupełnie inna sprawa.
Istniało znaczne prawdopodobieństwo, że moja obecność byłaby wykryta tylko dlatego, że był członkiem mojej rodziny, z którym spędzałam mnóstwo czasu.
Sądziłam, że taka sytuacja nie będzie miała miejsca z powodu tępoty mojego brata, ale na wszelki wypadek postanowiliśmy obserwować go z daleka, dopóki sobie nie pójdzie.
Mając to na względzie, w chwili obecnej, gdy czekaliśmy na brata, ten wykonał podejrzane ruchy tuż przed garnkiem w kształcie granatu, którego na pewno nie zamierzał kupić.
– Jak to się w ogóle stało...
Wymamrotałam pod nosem, stojąc z całą grupą ramię-w-ramię w alei, którą przechodziło ledwie paru klientów.
Członkowie grupy Mekakushi-dan, którzy wyruszyli z misją zdobycia nowego telefonu, wcielili w życie plan, by jedynie odsuwać się na bok, gdy zajdzie potrzeba przepuszczenia klientów, by ci na nich nie wpadali. Plan piękny w swej prostocie, jak też i piekielny.
– Jakby to powiedzieć... Twa przypadłość przyciąga nieszczęście, nie?
– Tu bym się zgodziła... jestem tego aż zbyt świadoma cały dzień...
– To w końcu... po co twój brat tu przyszedł?
– Nie mam pojęcia... jak już, to po jakieś części do komputera. Sama nie wiem, dlaczego wylazł z domu i poszedł sam kupić...
– Hm~... Czy to nie dlatego, że dziś jest Obon, więc nie może niczego zamówić przez internet?
– Aaach... To chyba dlatego... Ale i tak, dlaczego on przyszedł właśnie teraz....
– Hm, jesteś trochę podobna do swego brata, Kisaragi-chan, więc może i nadajecie na tych samych falach?
– ...Mam ochotę cię zaraz zdzielić, wiesz o tym?
– Ee, a może i nie. Chyba się pomyliłem.
– Haah... Marie-chan, tak mi przykro... Odpłacę ci się za to...
– Nie musisz... To i tak od początku była moja wina... I jest bardzo wesoło, więc nie szkodzi.
– Eech... A on ile będzie się guzdrał!? Kup szybko, co masz tam kupić, i leź do domu...
– On jest tu dopiero od pięciu minut, nie? Możemy poczekać.
– No tak, ale chcę jak najszybciej skontaktować się z agencją i potem pójść na zakupy z Mary-chan~...!
– Tak... Cieszę się, że będziemy razem kupować. Ale ja mogę poczekać.
– Łaaa! Och, Mary-chan, jesteś aż za miła!! Pójdziemy potem na coś słodkiego, okej?
– Tak...! Ach, znowu ktoś tędy idzie.
Klient z wielkim plecakiem wszedł do alei zatem Mary-chan przesunęła się z miejsca, w którym stała.
Nie mogłam przestać się zastanawiać, czego mężczyzna w ogóle szuka. Nie rozglądał się za niczym po półkach, tylko ściągnął z siebie plecak i zaczął w nim czegoś szukać.
– Co z nim nie tak? Wcale nas nie opuszcza, to może...?
Spojrzałam w bok, a zachowanie Kano-sana znacznie się zmieniło.
Kido san najwyraźniej również to zauważyła, patrząc po jej spojrzeniu.
– Kido, źle to widzę.
– Taż tak myślę. Kisaragi, Mary, zabierzemy was stąd.
– Ech...? Okej...?
Nawet po przejściu do jednej z głównych alei sklepu, Kano i Kido wciąż byli napięci.
– Co powinniśmy zrobić. Zostawić ich na jakiś czas?
– Ty przyprowadzisz do nas brata Kisaragi. Tylko go za bardzo nie wystrasz.
– Tak jest. To ty popilnuj reszty.
– O to się nie martw, tylko idź.
Rzekła Kido-san, po czym Kano-san zniknął w alei, w którą wcześniej zapuścił się mój brat.
– Z-zaraz, Liderze? Co miałaś na myśli, chcąc przyprowadzić tu brata...? A jeśli mamy wyjść, to co z moim...
– Z plecaka tamtego mężczyzny wydobywał się nietypowy zapach prochu strzelniczego. Prawdopodobnie z broni palnej. Widziałem przez chwilę bębenek broni, i najwyraźniej posiada również bomby.
– Ee?
– ...! Niedobrze...! Osoba tam obok regału to jego wspólnik... Hej, wydostaniemy się stąd, jak tylko Kano wróci!
– C-co...? Kido, co się dzieje...?
Mary-chan była zdezorientowana nagłą zmianą w Kido-san.
Ponad połowa z tego, co powiedziała Kido-san, też nie zarejestrowała się w mojej głowie.
Choć niczego nie rozumiałam, atmosfera stała się nagle napięta, i to mnie przerażało.
W mej głowie się kręciło, a moje myśli nie nadążały za rozwojem sytuacji. Jednakże scena, która jawiła się przed mymi oczami, przeraziła mnie tak mocno, że się wypaliła w moich oczach.
– Liderze.. T-.. to!
– Cholera... Dobra, teraz mnie słuchajcie. Boję się, że to miejsce zostało...
W tej samej chwili rozbrzmiał głośny, wyjący dźwięk.
Z tym dźwiękiem - jak na sygnał - na całym piętrze zaczęły się podnosić krzyki.
– Eek...!
Mary-chan zaskoczona do mnie przywarła.
Krzyki stawały się coraz głośniejsze, powoli ogarniając całe piętro.
Mężczyzna, który stał w tej samej alei co my, zdjął swój płaszcz, ujawniając przy tym strój godny żołnierza, wyciągnął broń z plecaka i zwiał.
– Cholera... Czyżby było już za późno...!? Ej, uważaj!!
...Kido-san chwyciła za ramiona moje i Mary-chan, i pociągnęła nas na środek podłogi.
Siłą bezwładności cała nasza trójka upadła na ziemię i niemalże w tym samym czasie sklepowe żaluzje opadły dokładnie tam, gdzie jeszcze wcześniej stałyśmy, blokując całkowicie widok na windy, na które jeszcze wcześniej miałyśmy oko.
– Hej! Nic ci się nie stało?
– N-nic...! Mary-chan, a tobie!?
Mary-chan trzęsła się w ramionach Kido-san.
Jednakże, na rozkaz Kido-san, wkrótce dostałyśmy się do małej alejki, gdzie zajęłyśmy pozycje w kuckach.
– Mary, spokojnie, będzie dobrze. Ci po drugiej stronie nas nie zauważą. To po prostu...
Wrzaski docierały do nas z różnych stron.
A wraz z nimi od podłogi odbijały się tupot stóp ludzi biegających bez sensu.
– Nie wygląda to najlepiej... Zdaje się, że to terroryści. Doświadczeni, a do tego mają przemyślany plan. Sądzę, że zamierzają wziąć wszystkich ludzi na tym piętrze jako zakładników...
Aż dostałam ciarek.
Od nie tak przecież dawna, mój brat dalej znajdował się na tym piętrze.
Co oznacza, że teraz on prawdopodobnie...
– Mój brat...!!
– Ej, zaczekaj!! Kano już po niego poszedł. Jeśli ty teraz po niego pójdziesz, na pewno cię złapią!!
– Ale...!
W chwili, w której wyobraziłam sobie najgorszy scenariusz, łzy popłynęły z moich oczu.
Może i miałam takiego brata jak on, ale to wciąż był mój starszy brat.
Był odludkiem, NEET-em, i nieczuły, ale to nadal była moja rodzina!
Zastanawiałam się nad tym, jak do tego doszło.
Mimo, że w końcu miałam nadzieję na wyleczenie mej przypadłości...
Mimo, że najwyraźniej miałam szansę na zdobycie przyjaciół...
Może to była kara za stwarzanie tylu problemów innym ludziom.
Jeżeli tak, to być może to była moja wina, że razem ze mną wpadli w tarapaty.
– Kisaragi! Spokojnie. Wzięli zakładników, więc nie mają powodu, by ich już zaraz zabijać. Nie wiemy, o co chodzi, więc lepiej nie zrobić jakiejś głupoty, nie?
– Masz rację... Prze-... praszam...
Wytarłam łzy, które i tak mi wypływały z oczu.
To już drugi raz, kiedy dzisiaj płaczę, ale z powodu radości pomiędzy czułam, jakby wieki minęły od ostatnich łez.
Co ja w takiej sytuacji miałam zrobić...?
Po krótko trwającej ciszy usłyszałam gorączkowe głosy dobiegające zza zasłon.
Zgadywałam, że to była policja, ale nie wyglądało na to, by mogli wykonać jakieś ruchy z powodu spuszczonych żaluzji.
Mary-chan objęła siebie ze strachu.
Kido-san zamknęła oczy; widocznie musiała nad czymś myśleć...
– Ułaa...!
– Eee...!
Bez ostrzeżenia, Kido-san wykonała nagły ruch, zaskakując tym Mary-chan, która podskoczyła niespodziewanie.
A przyczyną okazał się dzwonek komórki Kido-san schowanej w kieszeni bluzy właścicielki.
– To wiadomość...!?
Kido-san wyciągnęła telefon, znów podenerwowana.
Lecz po chwili jej mina wyrażała znużenie.
Mary-chan i ja wpatrywałyśmy się w nią, której reakcja nijak nie pasowała do sytuacji.
– Aa... od kogo przyszła?
– ...Od tego przygłupa...
Rzekła Kido-san, wciskając mi do rąk telefon.
Na ekranie wyświetlała się treść wiadomości, której twórcą - jak zauważyłam - okazał się Kano-san.
Temat: Zostałem zakładnikiem~!
Treść: Jak wam tam leci? Ja u siebie panuję nad sytuacją. Teraz właśnie siedzę w rządku ze wszystkimi! To pierwszy raz, kiedy zostałem zakładnikiem! Ach! I Kisaragiego-sana też złapali~! A stąd to wiem, że siedzi obok mnie! Co oznacza, że czas na pamiątkowe zdjęcie (zdjęcie zostało załączone). I na nim kończy się mój raport odnośnie obecnej sytuacji.
Skończywszy przeczytanie wiadomości, otworzyła załącznik. Na zdjęciu, za złapanym bratem, Kano-san przystawiał się do zdjęcia robiąc znak pokoju. Przy okazji zostali również uwiecznieni inni zakładnicy ze swymi zmartwionymi minami.
Było to idealnie zrobione zdjęcie, bez żadnego rozmycia.
– Liderze... Czy aby on ma po kolei w głowie...?
– Niestety, to nieuleczalny przypadek...
– H-hej, Kido... a on nie jest w groźnej sytuacji...?
– On właśnie jest w groźnej sytuacji. A zwłaszcza jego łeb. Musimy jak najszybciej go zabrać do lekarza, który dobierze się do jego mózgu.
– ...A tak poza tym, to jak on może dalej używać telefonu, skoro go wzięli na zakładnika?
– Ach, masz rację...! Wszyscy wokół niego są związani, a Kano jako jedyny robi znak pokoju!
– On jest chyba tak głupi, że terroryści postanowili go nie związać.
– ...
Pomiędzy naszą trójką zapadła wymowna cisza. Gdzie przepadła ta poważna atmosfera?
Jakoś do głowy przyszła mi myśl, że mamy do czynienia z jakąś okropną farsą.
– Liderze... Ee...
– ...Jak na razie sytuacja się nie pogarsza... na szczęście...
– Kano wygląda, jakby miał niezły ubaw~
Westchnęłam, wpatrując się w zdjęcie bardziej przypominające "zdjęcie nadzwyczaj podekscytowanego ucznia z wycieczki szkolnej".
Serio, o co w tym w ogóle chodzi?
– A tak poważnie, to dlaczego on nie jest związany? Nawet idiotów się wiąże, nie?
– Kano dla ludzi wokół niego musi wyglądać na tak samo przerażonego jak oni sami.
– Ach, czyli Kano znowu się zamaskował?
– Eech...? Co masz na myśli...?
– Tak najprościej mówiąc, to Kano ma moc "oszukiwania oczu". O ile moja umiejętność czyni mnie "niewidzialną", to jego "pokazuje ludziom coś innego".
– A... co to dokładnie znaczy...?
– Ogółem to, na przykład - myślisz, że przyniosłaś słodkiego kociaka do domu, a to tak naprawdę wielki pies.
– Łaa. Przykład Kido jest taki uroczy~
Zachichotała Mary-chan, na co Kido-san się zarumieniła.
– Weź, nie żartuj sobie. J-ja nic nie mam do zwierzątek...
– Czyli innymi słowy, jego moc pozwala na tworzenie iluzji...?
– No, tak prawie. Tylko że jego moc ma mały zasięg. Ona działa tylko na niego samego.
– Ech?
– Wtedy, gdy szliśmy do domu towarowego, to może nie dał po sobie poznać, ale on uważnie obserwował otoczenie. Wtedy, gdy nas prawie przejechał rowerzysta, też.
– Aa...
Kiedy nam się wydawało, że patrzył na nas z nami rozmawiając, to tak naprawdę rozglądał się wokół?
Żebyśmy nie musieli tym zaprzątać sobie głowy...?
– ..Lecz i tak...
– Tak... I tak jest głupszy niż ustawa przewiduje...
Na ekranie, chłopak ze znakiem pokoju uśmiechał się niemal zaraźliwie, lecz tylko dodawało mu jeszcze więcej do idiotyzmu.
Ale dzięki Kano-sanowi Mary-chan przestała płakać, a i ja sama się zupełnie uspokoiłam.
Może on w rzeczywistości był wspaniałą osobą.
Jednakże widok mojego starszego, acz głupiego brata z tyłu poważnie mnie martwił.
Jeśli przechodził przez to samo przy akcji wychodzenia z domu, to czy po tym wszystkim nie stanie się jeszcze większym odludkiem?
Gdy tak myślałam patrząc na to zdjęcie, pewien pomysł przyszedł mi do głowy.
A za tym pomysłem przychodziły kolejne, i w roztargnieniu tworzył się w mej głowie "plan".
– Ach... ach...!!
– Hm? Co? Coś się stało?
– Lider "zakryje oczy", a ja wtedy...
– Coo? O czym ty mówisz?
Gdy mi odpowiedziała, to jakoś poczułam się zażenowana swymi słowami.
Ale dopiero co wymyślona przeze mnie strategia mogła okazać się jedynym sposobem na poradzenie sobie z zaistniałą sytuacją.
– Liderze. Wydaje mi się, że być może będziemy w stanie pokonać... tych gości.
– ...Co masz na myśli?
– Ee, bo widzisz... Hmmm, jakby to powiedzieć...łatwiej uporządkuję myśli jak je spiszę - mogę pożyczyć twój telefon?
– Hm? Jasne, ale...
– Czyli w skrócie...
Podczas przelewania myśli na komórkę pożyczoną od Kido-san, męski głos zaczął wydobywać się ze sklepowych głośników radiowęzła. Prawdopodobnie był to przywódca terrorystów.
– Miliard jenów okupu, taa... Nawet wśród przestępców zdarzają się idioci.
– Ten miliard zabrzmiał dość cienko, nie? Taką kwotę wymyśliłyby chyba tylko dzieci.
Może to dlatego, że nie tak dawno widzieliśmy durnia do kwadratu, więc nawet terroryści wydawali się nam głupkami.
– A ile to miliard?
– Gdybyś sprzedawała codziennie po dwie sztuki swoich sztucznych kwiatów, to zarobiłabyś tyle po stu milionach dniach.
– Ech...? Czy ty czegoś nie sugerujesz?
– Ach, nieważne...
Choć od niechcenia przysłuchiwałam się roszczeniom terrorystów, musiałam pracować nad wyszlifowaniem planu.
Nieustannie wpisywałam znaki na ekranie jako odpowiedź na wiadomość Kano-sana.
– Ee, hmm, jeszcze chwila... ja zrobię to, a wtedy...
– Nie, żeby mi nie pasowało, ale... to na pewno wypali?
– Tak, tak myślę... H-haa...? Eem...
W połowie pisania planu zdałam sobie sprawę z chyba najważniejszej rzeczy.
Mogło to się skończyć wieloma rannymi. A ja muszę tego uniknąć, choćby nie wiem co...
– O nie... A może to nie jest najlepszy pomysł...?
– Co!? Co masz na myśli?
– Eek... Daj chwilkę... Emm...
– Ejej, o czym rozmawiacie...?
Mary-chan, która przysłuchiwała się z boku, przysunęła się do nas.
Wcześniej nie zauważyłam, ponieważ przez cały czas rozmawiałam z Kido-san, ale Mary-chan uspokoiła się, i to bardzo.
– Ach, em... obmyślam plan...
– Ech, plan?! Brzmi super...!
– Ach~ Mary, mów ciszej. Nie byłabyś w stanie pomóc nawet gdybyś się przyłączyła.
– Hmph~...
– Ha? Ale... jeśli ja "przyciągnę wzrok", oczy Mary-chan mogłyby "uczynić kontakt", i wtedy—
– Ech? Mówiłaś coś...? Kisaragi?
– ...Już wiem! ...To już wypali! To musi zadziałać! Już skończyłam!
Po napisaniu wiadomości i pokazaniu ekranu komórki Kido-san, Mary-chan również dołączyła i też zerknęła.
– Hmm... E, haa!? A kim jest ta osoba w połowie?!
– A, taka tam moja znajoma... Em, tak jak jest tu napisane...
– A czy na pewno...?
– R-raczej tak... Dobra... Tego jestem pewna. N-no dobra, chcę to potwierdzić u Kano-sana!
– Łaa... I nawet jestem na końcu...!
– Dobra, to ja mogę już to wysłać...!?
– ...Jeśli ona na pewno tu jest... To jestem pewna...
– Ee...?
Tak jak się spodziewałam, usłyszałam mamrotanie Kido-san pod nosem, po którym uniosła głowę i spojrzała na mnie.
– —Nie, jestem pewna, że jeśli założymy, że ona tu będzie, to plan się powiedzie. Ten plan może się okazać jedynym kontratakiem, jaki mamy pod ręką. ...Dobra robota, młodziku.
– ...Tak jest! Dziękuję! Z-zaraz to wyślę...!
Byłam naprawdę szczęśliwa.
Ze wszystkich komplementów, które dotychczas usłyszałam, ten najbardziej mnie ucieszył.
– Heej... A ja nie wiem, o co w ogóle chodzi...
– Ach, Mary-chan, ty będziesz... ee... D-dam ci znak! Więc na razie z nami zostań, okej?
– ...? Okej! Dam z siebie wszystko!
Mary-chan zacisnęła swe dłonie w pięści i uniosła jedną z nich z determinacją.
Ten plan mógł się nie powieść, jeśli ja i Mary-chan się nie zgramy, ale nie miałyśmy innego wyboru.
Wciąż się zamartwiałam, ale powinien wypalić... dzięki mnie on musi wypalić!
Na komórkę Kido, którą wciąż trzymałam w moich rękach, przyszła nowa wiadomość.
Niewiele czasu upłynęło od wysłania mojej wiadomości, ale... tak jak można było się spodziewać, ta była od Kano-sana.
Temat: Ciekawe!
Treść: Plan Kisaragi-chan jest, nie powiem, bardzo ciekawy! Osoba, o której pisała Kisaragi-chan prawdopodobnie też tu jest! Dopiero co usłyszałem jej głos, i wydaje się być dobra i dzielna! A tak poza tym, tak żeby się upewnić, ale jak ty masz zamiar się zbliżyć bez wykrycia? A, i cyknąłem kolejne pamiątkowe zdjęcie, bo za wiele do roboty nie mam——
Doczytałam aż do tego fragmentu, i nawet bez otwierania załącznika, odpowiedziałam "Tak" na pytanie "Czy chcesz usunąć wiadomość?".
– Em, tak będzie chyba lepiej!
– Ah, no tak.
Najwyraźniej nieco głupoty Kano-sana przekazała się na Kido-san.
– Naprawdę jesteśmy w stanie podejść bliżej niezauważenie?
– Tak, nie powinno być problemu, póki na kogoś nie wpadniemy. Po prostu musimy się pilnować; nasi przeciwnicy są uzbrojeni.
– Dobra!
W końcu nadszedł czas na działanie. Nasza trójka skuliła się do siebie i przeszłyśmy do środkowej alei.
Rzuciłam okiem na środek podłogi, zauważając zakładników związanych pod ścianą.
– Jak się na nich patrzy, to naprawdę wyglądają jak zakładnicy... Dopiero teraz mnie naszło, że to naprawdę się dzieje.
– Mnie też. Hej, Mary, tylko nie oddalaj się za daleko, dobrze?
– Okej!
Mary-chan przeraźliwie się bała tłumów, lecz w towarzystwie uzbrojonych terrorystów jej zachowanie specjalnie się nie zmieniło. Może była - do pewnego stopnia - wyjątkowo utalentowana.
Choć również się denerwowałam, o dziwo, też nie bałam się szczególnie, że widziałam z bliska terrorystów.
Pokonywałyśmy drogę aż niemal do końca alei, gdy dostrzegłam Kano-sana i mojego brata siedzących w miejscu, które wcześniej było dla nas niewidoczne.
– ..Co ten idiota się tak uśmiecha? Udawaj choćby dla zachowania pozorów, durniu...
– ...Wiedziałam, mój brat wygląda tak poważnie... Mięczak z niego, ale jeśli wygląda na takiego pewnego siebie, to może myśli o tym samym co ja.
– Jesteście rodzeństwem, więc między wami pewnie jest trochę podobieństw... Zaraz, Mary... Co ty robisz?
– Ech, to wyglądało nawet fajnie, więc...
Mary-chan skądś wytrzasnęła masażer ręczny.
Zgadując po jej minie, szukała pewnie jakiejś broni.
– ...Ach, nieważne... tylko potem go odłóż...
– Tak! Później go odłożę.
– Ahaha... No dobra, to pójdziemy na tyły tą aleją.
Przeszłyśmy wąską ścieżką między regałami od strony szerokiej, środkowej alei, i ujrzałyśmy brodacza, najwyraźniej głównego sprawcę, siedzącego naprzeciw zasłon antywłamaniowych.
Sądząc po tym, jak bawił się swoim telefonem, najwyraźniej był zrelaksowany, prawdopodobnie myśląc o tym, jak wszystko przebiega zgodnie z jego planem.
– To pewnie jest ich herszt, nie? Źle mu się patrzy z oczu...
– Jestem pewna, że to on. Po jego twarzy widać, jaki on jest okrutny.
– S-straszny jest...
Pewnie nigdy by się nie domyślił, że w takim miejscu jak to byłby obrzucany niewybrednymi komentarzami na temat jego twarzy.
Lecz przed naszymi oczami jawił się niecny przestępca.
Nawet z jego brody biło grozą.
– Ach, Kano tu jest...
– Dopiero teraz to zauważyłaś...?
– Tak. No bo poszłam wtedy wziąć to... E-ech? Haa...? Aaaaa!!
– Ach, czekaj...!
Mary-chan próbowała podnieść do góry swój ręczny masażer, lecz kabel jej nowego nabytku zaplątał się z jej nogą. I tak oto ona upadła z wdziękiem, a masażer poleciał w powietrze, celując prosto w brodacza.
– Aaaaaa!!
Kido-san i ja krzyknęłyśmy w tym samym momencie. Nawet mimo naszych wyciągniętych rąk, masażer ze swym pędem uderzył prosto w potylicę brodacza.
Nawet nie próbując tego ukryć, twarz brodacza skrzywiła się w bólu. W tej samej chwili Kido-san prześlizgnęła się i złapała masażer, nim ten upadł na ziemię. Wszystkie trzy uciekłyśmy do wąskiej alejki.
– Zgłupiałaś do reszty!? Chcesz się zabić!?
– Eek.... P-przepraszam~...
– Ach~ Teraz myślałem, że naprawdę umrę... Całe życie mi przeleciało przed oczami...
Usiadłyśmy w alei i przysłuchiwałyśmy się gniewnemu głosowi brodacza sprzed chwili, a wraz z nim łkanie jego pachołka.
Aaach, bardzo mi przykro, Panie Pachołku... To chyba właśnie nazywają boską karę za popełnione złe uczynki...
Chwilę później dostaliśmy wiadomość od Kano-sana na komórkę Kido-san, którą trzymałam przy sobie.
Temat: Całkiem nieźle idzie~
Treść: Twój brat powiedział, że jak będzie miał okazję, to prawdopodobieństwo powodzenia planu będzie wynosiło 100%! To się zaczęło robić ciekawie! A to przed chwilą... super było (lol)
Kiedy wyjrzałam zza regału wpatrując się stronę zakładników, dostrzegłam Kano-sana szczerzącego swe zęby za mym bratem, który z poważną miną siedział w oczekiwaniu na nadarzającą się okazję.
Dalsza część wiadomości brzmiała następująco.
Zaczynam się teraz nudzić i chce mi się iść do domu. Ach, i powiedziałem twojemu bratu, by poczekał, aż brodacz rozpocznie swoje kolejne oświadczenie~
– Więc plan naprawdę wydaje się być w porządku. Dobra, to zaczynamy!
– Okej, no to... idziemy...!
– Tak...Jakoś już mi się znudziło oglądanie tego brodacza...!
– N-nie wiem, czy nie lepiej byłoby go przeprosić...
– Nie oddalaj się ode mnie, chyba że powiem inaczej.
– Ech, dobrze? Jasne!
Tak jak robiła to wcześniej, Mary-chan trzymała za rąbek bluzy Kido-san.
– Więc, czy powinnyśmy...
– Tak... E, co? Czy oni teraz nie zaczynają przemówienia!?
W chwili, gdy wbiegłyśmy znów na główną aleję, rozpoczęło się drugie zawiadomienie.
– Co...!? To za wcześnie...! Hej! Mary! Musimy się pospieszyć.
– Ee? Ee? Co? —Aaaa!
Poszłam przodem, a Kido-san za mną, ciągnąc za sobą Mary-chan, gdy zmierzałyśmy do regałów z telewizorami.
Przecinając główną aleję, dotarłyśmy na drugą stronę, gdzie przesiadywali brodacze oraz zakładnicy.
Po prawej stronie ściany podłączonych było kilka telewizorów.
– Dobra...! Udało nam-...
Lecz w następnej chwili, w zasięgu mojego wzroku pojawił się krzyczący wcześniej brodacz, i mój brat, którego uniósł z ziemi za włosy.
– B-bracie...
– Ej! Co dobrego wyjdzie z tego, jak tam polecisz!? Tylko ty znasz szczegóły planu, pamiętasz o tym!?
– ...!!
Miała rację. Ale tuż przed mymi oczami, mój brat...!!
– ...Ki-Kisaragi!
– Ech...?
Nagle Mary-chan złapała mnie za dłoń.
– Nie wiem zbytnio, o co chodzi... ale będzie dobrze!
Mary-chan ścisnęła mą dłoń i spojrzała mi prosto w oczy.
– Jestem pewna, że plan zadziała!!
Te słowa sprawiły, że wszystkie dźwięki ucichły w moim świecie.
Poczułam gorąc z tyłu oczu. Byłam stanie poczuć uczucie wszystkich nerwów skupiających się w mym wzroku.
Dokładnie teraz, mogłam jasno stwierdzić, w co wpatrywały się "oczy" wszystkich.
– ...Dobra!
Powoli zrobiłam wdech i się skupiłam.
Na piętrze było rozmieszczonych dziewięciu terrorystów. Wiedziałam, gdzie dokładnie się znajdowali.
– Liderze! Trzeci telewizor po lewej, ten 42-calowy! Zacznijmy od niego!
– Tak jest. Hej, Mary, zaczynamy.
– D-dobra...!
Wszystkie trzy ustawiłyśmy się pod wskazanym przeze mnie ekranem i przyłożyłyśmy do niego dłonie.
Teraz jedyne, czego potrzebowałyśmy, to ruszyć w tym samym czasie.
Dobry moment znałam jak nikt inny - chwila, w której "oczy" coś przyciągnęło.
– ...cia...
Jeszcze tylko chwilę... Nie teraz...!
– Zbiry takie jak wy powinni gnić w więzieniu do końca swego życia!!
Choć na moim bracie nie można było polegać, to jednak czasem okazywał się super.
W chwili, gdy jego głos rozszedł się po całym piętrze, oczy wszystkich skupione były wyłącznie na nim.
Wkrótce, będę mogła "przyciągnąć oczy" wszystkich bez żadnego wyjątku!
– Teraz! Do dzieła!
Szybciutko zrzuciłyśmy telewizor na podłogę.
W owej chwili oczy wszystkich zwrócone były na telewizor, obecnie roztrzaskanego na kawałki.
A w następnej, gdy wszyscy wciągali powietrze, patrząc jak zaklęci na telewizor, kopnęłyśmy głośniki stojące poniżej.
– Co teraz zrzucimy?
– Teraz... to! Ten regał!
– ...Ty chcesz się na nim zemścić, a nie skupić uwagę ludzi, nie?
– Ahaha... Tak troszeczkę.
Brodacz zbliżył się, niosąc pistolet w jednej ręce.
– Kto tam jest——!?
– Na trzy, czte-!
Razem z krzykiem kopnęłyśmy gablotę z towarem z całej siły.
– Uoooo!?
Zawartość półek spadła i przygniotły brodacza samym ciężarem.
– I wten...!
Rzuciłam okiem na drugą stronę gabloty, gdzie wstawał mój brat, by zaraz zacząć biec.
Nie zauważywszy nas, minął mnie z twarzą pełną skupienia.
– ——Zostawiam tobie resztę, Ene-chan.
Wyszeptałam.
Oczywiście nie było żadnej odpowiedzi, nie żebym się spodziewała.
Usłyszałam, jak mój brat do niej zawołał, i coś przeskoczyło przez ekran.
I w chwili, gdy myślałam, że to już koniec...
——Usłyszałam wystrzał z broni palnej.
Gdy się odwróciłam, ujrzałam swojego brata upadającego przed komputerem.
– ...Ech...?
– Jeny...! Udało im się...!
Rozbrzmiał głośny ryk silnika i jednocześnie z łoskotem uniosły się żaluzje.
– ...Starszy bracie!!
Odwrócony twarzą do ziemi, mój brat nie wykazywał żadnego zamiaru wstania na nogi.
Kano-san popędził do mego brata.
– No dalej, Kisaragi-chan! Żaluzje już się podnoszą! Szybko!
– —!
Gdy zasłony podniosły się o około dwadzieścia centymetrów od podłoża, dostrzegłam stopu funkcjonariuszy policji próbujących się dostać do środka.
Widząc to, nawet Kido-san podniosła głos w panice.
Hałas na piętrze sięgnął zenitu.
Kilku terrorystów celowało w stronę zasłon, krzycząc coś w roztargnieniu.
Przy takim obrocie zdarzeń, jeśli zasłony całkowicie się podniosą, między policją a terrorystami mogła się nawiązać strzelanina i wielu ludzi zostałoby rannych.
– Kisaragi—!
– Ja wiem...!
By jak najszybciej uratować z opresji mojego brata, nie miałam innego wyboru niż to zrobić...!
– Mary-chan!
– Dobra!
– ...Idziemy!
Kiwnęłam głową, a Kido-san zaprzestała używania swej mocy na mnie.
W owej chwili, byłam w stanie poczuć jak "spojrzenie" każdej osoby w tym miejscu, nawet terrorystów spoczęły na mnie, wbrew czyjejkolwiek woli.
– ...Nazywam się Kisaragi - Kisaragi Momo. Mam szesnaście lat. —I jestem idolką!
——Cisza.
W owej chwili "przyciągnęłam wzrok" wszystkich.
– Proszę zajmij się resztą... Mary-chan!
Mary-chan wystąpiła przede mną.
Stanęła pomiędzy spojrzeniami wszystkich ludzi, a mną.
Mary-chan oczy "spotkały się" ze wzrokiem "każdej" osoby będącej na miejscu, oprócz nas. Jej włosy zafalowały i z błyszczącymi czerwonymi oczami rzekła:
– Przepraszam.
——Brzmiało to prawie jak magiczne zaklęcie, które zatrzymało czas w miejscu.
– Włamaliśmy się—!...!?
Usłyszałyśmy łoskot podnoszących się zasłon oraz odgłos kroków.
Najwyraźniej policja dostała się do środka.
Lecz oczywiście, ani zakładnicy, ani terroryści nie wykazywali żadnej chęci oporu, gdyż ci stali jak zamrożeni wpatrzywszy się w jedno miejsce.
Lecz podążywszy ich wzrokiem, na nic nie patrzyli.
Czy mówiąc dokładniej, nie byli w stanie rozpoznać, na kogo dokładnie patrzyli.
– Zaślepienie Zakończone... haa.
Kido-san pozwoliła sobie na ponure westchnięcie, zapewne z ulgi.
Jej oczy zabarwiły się czerwienią, a jej twarz wyrażała zmęczenie.
– ...! Starszy bracie!
Pobiegłam w stronę brata, który leżał na ziem.
– ...Kano-san! Co z moim bratem!?
Kano-san, który zajmował się moim bratem, miał niespotykanie poważną minę.
– ...Niestety...
Niemożliwe...! Nie może być...!
– —Niestety, wygląda na to, że zemdlał od samego draśnięcia kulą?
Ze zbolałą twarzą, mój brat mamrotał nieprzytomnie - Wyyybacz miii... To nie miało tak wyyyść...
...Och, dajcie mi chwilę wytchnienia. A już myślałam, że taki fajny z ciebie brat. Cofam swe słowa.
——Czyli mój głupi brat na zawsze pozostanie mym głupim bratem.
Policja nie była w stanie ukryć zaskoczenia jak łatwo udało jej się złapać terrorystów i że nikt nie przesunął się ani o cal. Wszyscy zakładnicy byli w końcu spetryfikowani, co w sumie miało sens.
– Hej, wszystko w porządku!? Hej! Hej!!
– D-dobra, to ująć wszystkich sprawców! Ej, ktoś jeszcze jest pod regałem! Nim też należy się zająć!
W czasie, gdy policja biegała tu i tam z rękami pełnymi roboty, Kido-san, Kano-san i ja urządziliśmy małe świętowanie z naszego pomyślnie przeprowadzonego planu.
– Mimo wszystko, dobra robra robota z obmyśleniem wszystkiego. Jak na przykład części, w której wszyscy skupiają swój wzrok na Mary.
– No ten, pomyślałam, że mój brat mógłby otworzyć zasłony, ale byłoby niebezpiecznie, gdyby wywiązała się z tego strzelanina. Wtedy pomyślałam o tym, jak mogłabym powstrzymać ruchy wszystkich, i wtedy mi się przypomniało, jak Kano-san prawie zamienił się w kamień...
– Hmm, więc nawet idiota może okazać się użyteczny.
– Ej, to było wredne! No dobra Kido, a widziałaś moje zdjęcie? A wy wszystkie?
– Skasowałam je.
A tak poza tym, to w końcu mogliśmy pozwolić sobie na odpoczynek. Policja poradziła sobie z ujęciem terrorystów, choć tym razem robili to w zgiełku, gdyż wszyscy byli jak zamrożeni.
– Jak to oni nazywają... sprawa zamknięta?
– Tak.... I to wszystko dzięki tobie. Dobra robota.
– Ee? No wiecie... Ehehe... Zaraz, a jak tak rozmawiamy, to gdzie się podziała Mary-cha-...
Zauważając nieobecność Mary-chan, rozejrzałam się wokół i niesamowity widok pojawił mi się przed oczami.
Dzierżąc w swych dłoniach masażer, Mary-chan zdawała relację jednemu z funkcjonariuszy policji.
– Ułaaaaaaaaa!!
Krzyknęłyśmy ja z Kido-san.
– G-głupia....! Postanowiła oddać masażer!
– Ajajaja... I-i co my teraz zrobimy!?
- Pfft... Ach, to ten słynny sprzęt, co sprzątnął nam tego brodacza! Ale skąd coś takiego... jaja sobie robicie? Pffft... N-no nie mogę!
– Zamknij się raz, a porządnie! Cholera... Co my teraz zrobimy...
Potraktowany pięścią przez Kido-san, Kano-san zsunął się na podłogę.
- L-liderze, Mary-chan na nas pokazuje, czy ona nie...?
– H-hej, zgłupiałaś, nie próbuj...
– A-aaaaa!! Oni tu idą!! Aach... Kano-san, wstawaj!! Ale no szybko!!
– Kido... zdzieliła mnie... w brzuch...
– Ty... Weź szybko wstań! Aaach...
Zaraz po tym, jak Kido-san wypuściła z siebie jęk, jeden ze zbliżających się do nas funkcjonariuszy potknął się o Kano-sana i wywinął kozła. I ten sam policjant przysiadł na zadzie z krzykiem.
– U... - Cho...
– Uciekać!! - Chodu!!
Zaczęłam biec w tym samym czasie co Kido-san, i zmierzałam ku miejscu, gdzie przebywałam Mary-chan.
Odciągnęłam ją od funkcjonariuszy policji, a Mary-chan ulżyło po zauważeniu mnie.
Policja pozostawiona z tyłu krzyczała za nami - Dokąd idziecie!? Proszę się zatrzymać!! - lecz nie zwróciliśmy na nich uwagi i biegłyśmy dalej.
Ale co my potem zrobimy...?!
Jak tylko o tym pomyślałam, na całym piętrze zrobiło się głośno.
Zamrożenie Mary-chan w końcu ustąpiło. Niezwłocznie policjanci odwrócili wzrok na tłum. Kido-san nie umknęła taka okazja.
Po raz kolejny staliśmy się niewidzialni.
Policjanci odwrócili wzrok ku nam i krzyknęli zdziwieni - Oni... znikli!?
– Hej, Kisaragi! To niebezpiecznie tak tutaj zostawać! My już wychodzimy!
– D-dobra!! Ach... Ale...!
– ...Ej, Kano!! Zabierz ze sobą brata Kisaragi!
– Echh? To zbyt... nie, żeby mnie to uwłaczało, i tak się czuję, jakbym targał kogoś ze sobą. Taa.
– Kano-san, to obrzydliwe...
Dzięki argumentowi Kido-san w postaci pięści, Kano-san niósł mego brata.
Przez cały ten czas mój brat znajdował się na barkach Kano-sana, mrucząc bzdury typu "Eee... Wybacz mi...", od których chciała mi się zapaść pod ziemię.
– Ach! No tak! ...Ene-chan! Jesteś tam?
Wyciągnęłam telefon podłączony do komputera, zagadałam do niego, na co odpowiedział mi żywy głos dziewczyny.
– Ooch!? Ten głos musi należeć do siostrzyczki!! Ha!? Czemu ty jesteś na zakupach!? Co stało się z Mistrzem!?
– E-em... Opowiem ci później! Tak poza tym, chcesz przejść się z nami?
– Oczywiście, że tak!! Do wesołego miasteczka?
– E-ee... Nie...?
– Ej! Wychodzimy!
– D-dobra!!
Pobiegłam ku schodom, opuszczając tym samym piętro.
Achhh, serio, po co ja w ogóle tutaj dziś przyszłam... nie udało mi się kupić ani nowego telefonu, ani filiżanek - nic.
...Lecz wciąż, była jedna rzecz, którą udało mi się dziś zrobić...
Gdy spojrzałam na Mary-chan, zauważyłam, że zaraz zacznie sapać ze zmęczenia.
– Hej, Mary-chan.
– T-tak...? Kisa-... Momo-chan!
– —! Dziś... Było naprawdę fajnie!
Mary-chan patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę, lecz po chwili uśmiechnęła się i szepnęła: - Też tak myślę.
– ...Dzięki!
– —Siostrzyczko, siostrzyczko!!
Usłyszałam głos Ene-chan z telefonu schowanego do mej kieszeni.
– Hm? Co takiego chcesz powiedzieć, Ene-chan?
– Czy to jest...? Czy to było to "yuri", o którym tak tyle mówią...? Ej, siostrzy——
Wyłączyłam telefon i zapakowałam go głęboko do kieszeni.
– Yu... yuri? A o co chodzi z liliami? One są śliczne——
– O nic nie chodzi! Mary-chan, to coś, czym nie musisz zawracać sobie głowy!
– ...?
Spłynął po mnie pot, i wcale to nie było od wysiłku.
Ta nietaktowna część Ene-chan mogła być tym czynnikiem, który pozwalał mnie i memu bratu na nadawanie na tych samych falach.
– Dobra! To schodzimy!
Gdy doszliśmy do schodów, usłyszałam głośne westchnięcie zza moich pleców.
– Ugh... Naprawdę będę musiał schodzić schodami taszcząc tego jej brata? Na sam dół...!?
– Po pokonaniu schodów wyjdziemy na zewnątrz.
Po usłyszeniu słów Kido-san, nawet Kano-san stracił resztki nadziei.
– Ueeh...
– Kano-san, naprawdę mi przykro z powodu mojego głupiego brata... Przejdźmy do tego na spoko——
– Ona naprawdę tu była! Momo-chan we własnej osobie! Jestem tego pewien!!
Gdy już chciałam zaproponować uspokojenie się, usłyszałam głos dochodzący z tłumu ludzi będących wcześniej zakładnikami, i wszyscy z nas spojrzeli się po sobie.
– Ona na pewno jest tu gdzieś blisko! To ona nas uratowała!
Osoba ta nawet ignorowała policjantów próbujących go okiełznać, a zgiełk powoli stawał się coraz głośniejszy.
– Wygląda na to, że nigdy nie będziemy mieli spokoju, nie?
– P-przepraszam... Ee...
– Haah... Dziś tyle się działo...
– J-ja już nie mogę...
Słońce, które błyszczało za oknem, jak zwykle emanowało intensywnym światłem.
Byłam bardziej niż pewna, że wciąż było zbyt gorąco, że nasze gardła wysuszyłoby na pieprz.
Cykady pewnie skrzeczałyby jak głupie, a fatamorgana migotałaby nad asfaltem.
Czułam się nieco poirytowana, ale było to zupełnie inne uczucie od "tego" wcześniej.
14 sierpnia, dzień właśnie taki, a nie inny...
——Miałam przeczucie, że nigdy o nim nie zapomnę.
<< Kagerou Days III | Masterpost noweli | Epilog >>
Słowo od tłumacza:
Co do nieszczęsnych 500 jenów - ta light nowel kosztuje ok 600 jenów, smartfona można kupić na amazonie od 15 tysięcy, a najnowszy iPhone za 74 tysiące. Zależnie od prefektury Japończycy zarabiają min. 677 - 888 jenów na godzinę, co daje - przy pracy na pełnym etacie - ponad 100 tysięcy jenów miesięcznie. (Wikipedia)
I o posiłku dla prawdziwych mężczyzn - nie mam pojęcia, co to może być. Być może to jest wysuszona zupa dashi w postaci chałwy (jak kostka rosołowa) lub powstała na jej bazie zupa miso. Kwintesencja smaku. Wypala języki. Kto wie.
Luźne skarpety - kiedyś w Japonii (i wśród fanów anime za granicą) była moda na przyduże skarpety (około metra długości) ubierane do mundurka. Ponoć po roku od pisania tego tomu wróciła (a przynajmniej ten artykuł z masą zdjęć się wtedy pojawił).
Przepowiadanie szczęścia na dzień - w polskich kalendarzach można przeczytać, kto którego dnia obchodzi imieniny, natomiast w Japonii o tym, jakie szczęście nas w danym dniu spotka (więcej)
German Suplex - chwyt zapaśniczy, polegający na złapaniu w pas przeciwnika i wykonaniu mostka razem z nim. Także mem internetowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarz wyraża więcej niż 1000 wyświetleń - napisz coś!