Tłumaczenie angielskie: Mekameka Subs (meta): [x]
Masterpost noweli: [x]
Chociaż jeszcze się nie ściemniło, światła uliczne powoli zaczynały się zapalać.
Był to automat z napojami niedaleko kryjówki.
Nigdy nie wierzyłem hasłom reklamowym typu "Mając szczęście, dostaniesz jedną sztukę gratis!", ale na elektronicznej kiczowatej ruletce automatu, bez wątpienia, raz po raz migał napis "Jackpot!"
- Więc to nie jest tylko miejska legenda...!
Gdy sięgnąłem ręką do wnęki z zakupami, wyczułem chłód pochodzący od plastikowych butelek, sztuk dwie.
Wyciągnąłem je, i bez wątpienia, były to dwie butelki wypełnione uwodzicielsko czarnym płynem.
Esencja szczęścia przepłynęła od palców przez całe me ciało.
Ach, byłoby cudownie, gdybym wypiłbym to wszystko za jednym zamachem, ale, jak na razie, postanowiłem być cierpliwy.
- Oszczędziłem sobie kłopotów kupując dwie.
Powiedziałem, i gdy Konoha otrzymał ode mnie jeden z gazowanych napoi, od tak mi powiedział - A, dzięki.
Buzująca, strzelająca mieszanka węglowodanów gwałtownie pobudzała me ciało, zaczynając od gardła, poprzez przełyk, a kończąc swą podróż w żołądku.
Ach... To jest to. To jest to.
Oto "stan umysłu", możliwy do osiągnięcia nie inaczej jak tylko poprzez ukończenie Wspinaczki Śmierci w upalnym słońcu.
I właśnie teraz, w tej podniosłej chwili, łączyłem się w jedno z duchem sody.
Głęboki, gwałtowny, szalony bankiet, którego opisać nie byłem w stanie.
Ach, więc to tak jest. Więc to soda jest kluczem do bram niebios, który Bóg obdarowuje ludzi wszystkich jednakowo.
- C-coś mówiłeś?
Cholera.
Byłem tak pochłonięty zaspokajaniem pragnienia, że całkiem o nim zapomniałem.
Ale gdy zobaczyłem pustą butelkę trzymaną przez Konohę, niesamowicie mnie to uszczęśliwiło.
- Dobre, nie?
Powiedziałem, a Konoha gwałtownie kiwnął dwa razy głową.
Nawet jeśli słońce długo wisi na niebie w ciągu lata, teraz robiło się już całkiem ciemno.
- Czas... mija w mgnieniu oka.
Konoha również wpatrywał się pustym wzrokiem w niebo.
Mimo że zasłonił się plastikową butelką, w jego ubraniach znajdowała się wielka dziura.
Szybko opróżniłem swoją butelkę i wyrzuciłem ją do kosza obok automatu.
- Hej, Konoha.
- Tak?
Konoha spojrzał na mnie ze swym, jak zwykle, nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Nagle zacząłem rozumieć jaki on jest.
Może i tego nie pokazuje, ale w jego sercu nie było pustki.
Myślałem, że to dziwny człowiek, ale nieoczekiwanie, okazał się być niesłychanie normalnym "dobrym człowiekiem".
- Wcześniej powiedziałeś że jesteśmy przyjaciółmi, tak?
Po moich słowach Konoha odpowiedział krótkim "Mm".
- Więc, jak coś cię gryzie, to po prostu powiedz. Nie jesteś samotny?
Ten człowiek uratował mi życie.
Wiedziałem, że nie powinienem był go o to prosić, ale nie chcę, by został sam na sam z ponurymi myślami.
Nie wiedziałem czy Konoha to zrozumiał czy nie, ale po raz kolejny odpowiedział krótkim "Mm".
Z jakiegoś powodu czułem, że w tę odpowiedź włożył więcej emocji niż w poprzednią, co mnie nieco uradowało.
- ...Powinniśmy już wracać. Danchou* będzie na nas zła.
- Mm.
Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka, a Kido i Mary powitały nas jednocześnie słowami "Witamy w domu".
Tak jak myślałem, byłem wyczerpany.
Padłem na sofę, i zmęczony do granic możliwości wpatrywałem się w sufit.
Nagle rozległo się skrzypienie drzwi, a potem niewyraźne, znajome kroki zbliżały się do pokoju.
Ostatkiem sił powiedziałem:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarz wyraża więcej niż 1000 wyświetleń - napisz coś!