18.04.2015

Kagerou Project - My little daze

A oto opowiadanie z albumu Daze/Days, przedstawiające pierwsze spotkanie Ayano i Shintaro! Do kompletu jest też jeszcze Drama CD - ta sama historia, tylko że z punktu widzenia Shintaro.

Angielskie tłumaczenie: Millie





- Baczność!

Nagła komenda wyrwała mnie z głębokiego snu.
Inni uczniowie wokół mnie zaczęli wstawać, choć robili to z niechęcią wypisaną na twarzy.
Oj, niedobrze. Przypadkiem mi się przysnęło.
Z pośpiechem wzięłam się do wstawania, ale nadal byłam na wpół śpiąca, a i mózg nie pracował najlepiej.
Spojrzałam na zegar znajdujący się pomiędzy głośnikami po lewej stronie sceny, przed którą się znajdowaliśmy; wskazówki zegara pokazywały godzinę 10:45.
Na papierku, który rano rozdawali, była wypisana godzina zakończenia ceremonii otwarcia, lecz nie za nic mogłam sobie przypomnieć, o której to miało być godzinie, może dlatego, że cały dzień chodziłam jakby nieprzytomna.
Może to przez wiosnę.
Tak, na pewno przez nią.
Tata raz powiedział "Senność wczesną wiosną to normalna rzecz. Zazwyczaj tak jest przez porę roku."*
Mimo tego i tak nie miałam pojęcia, skąd się brała wiosenna senność.
Ale nie było to teraz takie ważne. Nienawidziłam takich rzeczy jak "tkwienie w sidłach przeszłości".

Nie miałam pojęcia, jak daleko zaszliśmy z tą ceremonią otwarcia. Teraz kazali stanąć na baczność, ale co będzie dalej?
Czy następna komenda będzie brzmieć "ukłon"? Czy może "do hymnu"?
Na razie postanowiłam się wyprostować, by zobaczyć, co się dzieje na scenie, ale ku mojemu przerażeniu, wysoka dziewczyna siedząca przede mną wszystko mi zasłaniała.

Nieco podirytowana prawie uległam pokusie, by skoczyć i móc wreszcie dojrzeć, ale zdałam sobie sprawę z tego, że w takim miejscu nie było to mile widziane, więc się powstrzymałam.

...Skoro o tym mowa, to serio byłam niższa niż myślałam, że urosnę. Osobiście planowałam być wyższa; nie miałam bladego pojęcia, co poszło nie tak.
— Od dzisiaj będę chodzić do drugiej klasy gimnazjum. Ale to jeszcze do mnie nie dotarło.
Hmm, myślałam, że w drugiej klasie będę bardziej przypominać starszą siostrę, ale było inaczej niż sobie to wyobrażałam.

I nie chodziło o dziewczynę przede mną. Wszystkie dziewczyny w mojej nowej klasie wyglądają na takie dojrzałe, hm~
Były nie tylko wysokie, ich włosy też były naprawdę ładne, a niektóre miały nawet makijaż... Jak one to robią, że wyglądają tak dorośle?
Może gdzieś są jakieś kursy, na których uczą takich rzeczy. Taki klub dla dziewczyn, które chcą stać się dojrzałe.
Ale to nie było tak, że taki klub naprawdę by istniał.
Hm, bo gdyby naprawdę był, to na pewno rozmawialiby o nim częściej w klasie. ...a może było tak, że tylko ja nic o nim nie wiedziałam?
Niemożliwe! To nie mogła być prawda. Tak, to była bzdura. Wszystko jest ok.

...Ale zaraz.

A co, jeśli - tak przykładowo - klubem rządzili niegodziwcy, którzy w tajemnicy mieli niecny zamiar produkować urocze dziewczęta, jednakże z "jakiegoś powodu" nie powinnam o tym wiedzieć...
A "tym powodem" było... o tak - na przykład - me szlachetne serce zareagowałoby na ten podły proceder i uwolniłoby jakąś niesamowitą moc, której oni by się obawiali... jakoś tak.
Aach, to byłoby super. A pas pozwalający mi na transformację pojawiałby się wokół mej talii tylko wtedy, gdy musiałam walczyć~ Takie coś byłoby baardzo super.
Miałam prawie tyle lat, że mogłabym dostać motor, a wtedy będę prawdziwym superowym transformującym się bohaterem.
A skoro już do tego doszłam, to tylko jednego mi brakowało - ataku specjalnego.
No bo na sam koniec musiałam ich pokonać z polotem, a gdybym uderzyłabym ich z ~nudnej~ pięści, to sama bym współczuła swoim wrogom. Potrzebowałam czegoś, co by świetnie wyglądało z eksplozją.
Tak się zastanawiałam, jaki atak byłby najlepszy. Może kopniak?
Albo z pięści... nie, do niczego. Kopniak. Tak, zdecydowanie kopniak. Atak z pięści nie wyglądał zbytnio na taki, co by robił wielkiego wybuchu.
Ale i tak nie mam pojęcia, w jaki sposób przeciwnicy mieliby wybuchać od kopniaka. A może coś będzie wychodzić spod mojej stopy. Tyle że wszyscy superbohaterowie mają buty. A może one mają specjalne podeszwy...

- ...ech?
Gdy nagle otworzyłam oczy, przeraził mnie widok, który miałam przed sobą.
Gdzie bym nie spojrzała, wszyscy byli zgięci wpół, z twarzami ku ziemi - wszędzie wokół widziałam same plecy uczniów.
A pośród nich, przede mną po przekątnej, stało jedno samotne krzesło. Ach, pewnie kogoś z mojej klasy dzisiaj zabrakło.
I nagle na scenie, którą tak bardzo chciałam zobaczyć, ujrzałam uśmiechniętego dyrektora, napawającego się widokiem tłumu kłaniających się uczniów z całej szkoły.
Przyglądał się im, ale...
Dyrektor dokładnie w tej chwili skierował swój wzrok na rząd z moją klasą i pokręcił głową, gdy tylko ujrzał mnie - jedyną rozglądającą się w oszołomieniu i wciąż stojącą wśród oddającej ukłon całej szkoły.
Wtedy tępa ja wybudziłam się z szoku, a dreszcz przebiegł mi po plecach.
Podczas gdy w pośpiechu ukłoniłam się tak głęboko jak tylko mogłam, inni zaczęli się podnosić i mogłam usłyszeć szelest ich ubrań.
Następnie usłyszałam komendę "S-siadać!" wykonaną głosem niemal kipiącym ze złości.
Aaaaaach, co ja takiego tym razem narobiłam.
Dalej trzymając tak głowę, usiadłam i w kółko sobie powtarzałam w głowie "proszę, niech ktoś przyjdzie i tak mnie kopnie, bym wyleciała w powietrze". Oczywiście, do samego końca ceremonii nie pojawił się żaden bohater na motocyklu z czerwonym szalikiem.

***

- Nie, mm... nie było mi niedobrze.
- Rozumiem. A zatem jak wytłumaczysz "to" sprzed chwili?
- Ja w-wtedy myślałam... o czymś i ee, nie wiem jak to powiedzieć...
Gdy zmieniało się klasę, wychowawca też się zmieniał.
Nauczycielka, która od dzisiaj zajmowała się naszą klasą, była przemiłą kobietą o krótkich włosach, które bardzo jej pasowały.
Głos, którym rzucała komendy, był chłodny i surowy, a ona sama sprawiała wrażenie dojrzałej, poważnej kobiety; uznałam ją za wspaniałą osobę.
Prędzej bym powiedziała, że była piękna niż to, że była urocza. Należała do tych nauczycieli, do których bardziej pasowało to słowo.
Ale gdy była wściekła, to była też przerażająca.
Obecnie jako jedyna z naszej klasy miałam tę nieprzyjemność poznania tego nowego faktu o wychowawcy.
- Bardzo chciałabym usłyszeć o twoich problemach. Jeśli jest to coś tak strasznego, że z tego powodu aż zamarłaś podczas ceremonii otwarcia - jak również podczas uroczystego powitania dyrektora - chciałabym się tego dowiedzieć, jako twój nauczyciel.
Po tych słowach kobieta twardo spojrzała mi w oczy.
Dreszcz przebiegł mi po plecach tak silny, że prawie myślałam, iż wyda jakiś dźwięk.
By ją zmylić, próbowałam wygiąć usta w uśmiechu, ale tak się trzęsłam, że niezbyt dobrze mi to wyszło.
- Uchhhh, t-to nic wielkiego, naprawdę. Tak jakoś się zdarzyło...
Nie było mowy, bym w tak poważnej sytuacji powiedziała o tym, o czym wcześniej dzisiaj myślałam.
"Myślałam o swoim ataku specjalnym!" Jak inni by na to zareagowali w dzień, w który wypowiedziałabym te słowa...
- Nic wielkiego...? Czyli odpłynęłaś myślami z nic nie znaczącego powodu, dobrze myślę?
Zapytała się, a w jej wzroku jakby pojawiło się coraz więcej żądzy mordu. Nie była jeszcze naprawdę zła, ale było do tego coraz bliżej.
Po zauważeniu tego moje ciało zaczęło ze strachu jeszcze bardziej drżeć.
Aaach, znowu coś palnęłam bez namysłu. Byłoby chyba nawet lepiej, gdybym dała sobie spokój z nędznymi wymówkami i od razu się przyznała.
Kłamanie jej w tak nieprzekonywujący sposób było nie fair. I w ogóle nie było superowe.
A właśnie, tata mi raz powiedział "Jeśli sądzisz, że zrobiłaś coś złego, to nie odwracaj kota ogonem, tylko szczerze przeproś. Jeśli to zrobisz, lżej ci będzie na sercu."

Tata miał rację. Bardzo brzydko było oszukiwać.
Porządnie panią przeproszę, a potem pani porządnie mnie ochrzani.
...A potem będę bardzo się starać, by nie zacząć płakać. Beksy też nie są superowe.
- Oi, może coś powiesz na swoje usprawiedliwienie?
Nauczycielka rzekła cicho ze wzrokiem utkwionym we mnie. Jej głos wciąż był chłodny, lecz w jej oczach była widoczna jej chęć do zatuszowania mej gafy.
- T-tak, przepraszam. T-tak naprawdę...
Szczerze chciałam wyjaśnić, co zajęło moje myśli.
- ...M-myślałam o tym, że w drugiej klasie nie jestem taka, jak myślałam, że będę... myślałam o tym nawet teraz, jak to wszyscy w klasie wyglądają na o wiele dojrzałych...
- Rozumiem —A wtedy?
Wychowawczyni niewzruszona patrzyła mi prosto w oczy. Nie byłam w stanie odwrócić wzroku od jej oczu.
Ach, byłam "żabą, którą wypatrzył wąż". W tej chwili tak dokładnie się czułam.
Wcale nie planowałam owijać w bawełnę pod czujnym wzrokiem wychowawcy, ale znowu zgubiłam wątek.
- Ee, em, i wtedy... pomyślałam o tym, jak to w-wszyscy stali się tacy dojrzali...
Zaszłam jakoś tak daleko z wyjaśnieniami, a w mojej głowie zaświtała sama pustka.
- A wtedy?
Nauczycielka zupełnie niezrażona dalej wytrwale mnie zachęcała.
Pod bluzką mojego mundurka zaczął zbierać się pot. Co ja robię, jestem tak podenerwowana, że nie mówię tego co trzeba.

- P-przepraszam. Mm, nie wiem, jak to wytłumaczyć... T-to nie tak, że się bawię w jakieś podchody! Em, po prostu nie wiem, co powiedzieć...
Ach, żałosne. Czemu ja zawsze muszę się tak denerwować, kiedy z kimś rozmawiam.

Ale z nauczycielki, która wciąż wydawała się zła, jakby uszła cała para.
Chyba nawet usłyszałam jej chichot, a wychowawczyni odpowiedziała - Ach, przepraszam - rozluźniona odmachując przy tym ręką.
Dlaczego ona tak teraz zrobiła? Powiedziałam teraz coś ciekawego?
A może chodziło jej o to, że tak dziwnie to powiedziałam?
Ile bym nie myślała, nic nie chciało mi wpaść do głowy, więc tylko zachichotałam "ehehe..." i uśmiechnęłam się nerwowo.
Kobieta trochę się pośmiała, i po chwili niespodziewanie sięgnęła po kubek z gorącą kawą leżący na biurku, po czym przyłożyła naczynie do ust.
Nawet przez taki drobny szczegół, pomyślałam "Ona naprawdę jest dorosła hm~", i znowu uprzytomniłam sobie, jakim ja byłam dzieckiem.
- Nie nie, przepraszam, że cię tak ciągnęłam za język. Powiedziałaś, że to nie było nic wielkiego, więc byłam ciekawa, co takiego powiesz, lecz twe słowa były naprawdę...
Nauczycielka, mówiąc to, była czymś szczególnie zachwycona.
Jeszcze chwilę temu była taka oschła, więc co takiego musiało się stać?

Może to, co powiedziałam, było... -nie, to było bardzo, ale to bardzo głupie.
Ale wychowawczyni z jakiegoś powodu wcale tak nie myślała.
- Proszę pani, um czemu... dlaczego pani jest taka zadowolona? Wydawało mi się, że będzie pani o to bardziej zła, ale...
I po raz kolejny dałam swym myślom wymknąć się przez usta.
Nauczycielka odłożyła kawę na biurko, wyprostowała swe plecy i się zreflektowała.
- W rzeczy samej, odpływanie myślami i nie wykonywanie tego, co się od ciebie oczekuje, nie jest czymś, z czego mogłabyś być dumna.
- Aa, t-to prawda. Przepraszam...
Skuliłam się na krześle, a nauczycielka znowu zabłysła uśmiechem.
- Bo widzisz, właśnie dlatego byłam dla ciebie nieco surowa. Ale wygląda na to, że przemyślałaś swoje postępowanie, więc nie będę już dłużej o tym wspominać.
- Tak...
- To właśnie dlatego nie chcę, byś zapomniała.
Wychowawczyni znów spojrzała mi prosto w oczy.
- ...Waszym najważniejszym priorytetem powinno być teraz myślenie o sobie i o swojej przyszłości. A nauczyciele są właśnie po to, by wam w tym pomóc. Twoje zachowanie jest jak najbardziej na miejscu.
Spojrzenie nauczyciela całkowicie się zmieniło. Teraz jej oczy przywoływały na myśl matczyne - pełne ciepła i życzliwości.
- I właśnie dlatego powinnaś być o to spokojna i dalej myśleć o takich sprawach. Wyobrażać sobie wiele, i o wiele się zamartwiać. Nie spiesz się, każdy dojrzewa w swoim tempie, więc się o to nie martw.
Po tych słowach nauczycielka się uśmiechnęła i dodała - Być może to jest dla ciebie zbyt skomplikowane.
Nieco zawstydzona odpowiedziałam - Tak trochę - i opuściłam głowę.
I w tym momencie, gdy nasza rozmowa właśnie potrzebowała chwili przerwy, telefon na biurku zaczął dzwonić.
- Och, przepraszam. Możesz chwilkę poczekać?
- Ee- t-tak.
W odpowiedzi nauczycielka podniosła słuchawkę i wcisnęła przycisk odebrania połączenia.
Uznałam, że byłoby niegrzecznie dalej na nią patrzeć, więc odsunęłam się trochę od biurka, a wzrok utkwiłam w podłodze.
Mimo tego wciąż mogłam słyszeć głos nauczycielki i - z tego, co zrozumiałam - rozmawiała ze szkolną pielęgniarką.
Padły słowa takie jak "Nie, w porządku" oraz "Czy czuje się już lepiej?".
"Czy czuje się lepiej" ...chyba rozmawiały o jakimś uczniu, który się pochorował.
Ach, teraz, jak pomyślę, to może chodzi im o tego od pustego krzesła.
- ...Rozumiem. Proszę mu przekazać, że  życzę mu jak najszybszego powrotu do zdrowia. Pa.
Skończywszy rozmowę, nauczycielka odłożyła słuchawkę na miejsce i westchnęła cicho.
- Przepraszam, że musiałaś czekać.
- Nie, nie szkodzi. Mm, czy pani przed chwilą rozmawiała o osobie, która była dzisiaj nieobecna...?
Nauczycielka znów wzięła kawę i poprawiła się na krześle tak, by móc rozmawiać ze mną tak jak wcześniej.
- Tak. Szkoła dziś rano z nim się skontaktowała, lecz matka później zadzwoniła do nas z przeprosinami. Powiedziała, że przeprasza za kłopot.
- Aha, czyli to tak było. Pochorować się już pierwszego dnia szkoły... współczuje mu.
W odpowiedzi na me słowa nauczycielka uśmiechnęła się cierpko.
- Jak mało jeszcze wiesz o świecie... Kiedy ludzie mówią, że czują się niedobrze, może się zdarzyć, że jest to tylko wymówka na zrobienie sobie wolnego.
- Wymówka... pani myśli, że to było kłamstwo?
Wychowawczyni odpowiedziała z niechęcią - Niestety, nie mogę zaprzeczyć.
Skłamać dla dnia wolnego - mu się po prostu nie chciało pójść do szkoły.
Ja wiedziałam, że powrót do szkoły po feriach nie należał do przyjemnych, ale opuszczanie szkoły nawet nie próbując tego kryć było dla mnie dziwne.
- No dobrze. Ten uczeń, wiesz może kto to jest? Nazywa się Kisaragi...
- Kisaragi... ah! Wiem, to Kisaragi-san, nie? W zeszłym roku byłyśmy w innych klasach, więc za wiele nie wiem...

Tak, chodziło o ucznia z tego samego rocznika co ja, Kisaragi-san.
W pierwszej klasie, gdy pierwszy raz zauważyłam nazwisko "Kisaragi" na jednym z drzwiczek od szafek na buty, stanęłam przy nich na chwilę i się w nie wpatrywałam.
To było dosyć rzadkie nazwisko, i jeszcze miało w środku superowe kanji. Brzmiało ono jak imię bohatera prawdziwej mangi - zazdrościłam jej.
Niestety nigdy nie spotkałam Kisaragi-san, ani nawet nie poznałam jej imienia.
- Rozumiem. Ale, jakby to ująć, Kisaragi jest... twoim całkowitym przeciwieństwem. Nawet jak się go porówna do reszty rocznika, to wyjdzie na to samo... i bez względu na to, o co się go zapyta, zawsze ma pod ręką bezceremonialną, bezczelną odpowiedź...
Mówiąc tyle, kobieta poprawiła swe okulary na nosie ze zmęczeniem.
- Bezczelną...
- Tak, a mówiąc o jego nauce, to będzie prostsze do zrozumienia. W zeszłym roku, ze wszystkich testów przygotowanych dla wszystkich pierwszych klas, dzieciak okazał się najlepszy, zdobywając ze wszystkiego maksimum punktów.
- Z-ze wszystkiego?!

Sam fakt, że nauczyciel był w stanie powiedzieć coś, co nawet ja bym zrozumiała, było niesamowite.
Ja musiałabym dodać punkty ze wszystkich pięciu przedmiotów, by osiągnąć sto punktów, ale żeby ze wszystkiego maksimum...
- Kisaragi-san n-naprawdę dużo umie...
Nauczycielka dalej ciągnęła ze smutkiem -W rzeczy samej. Nawet niektórzy nauczyciele otwarcie mówią o tym, jaki jest nadzwyczajny. Jednakże... moim zdaniem zdolność do robienia wszystkiego bez ani jednego potknięcia nie wyjdzie mu na dobre...
- Każdy człowiek jest inny, więc zawsze może się zdarzyć, że kogoś skrzywdzimy. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że to sprawia jedynie ból, którego należy uniknąć, ale jedynie ci, co popełniają błędy, są w stanie wybaczyć błędy innych.
- Wybaczyć błędy...
- Tak. Właśnie dlatego błędy, o ile jest w stanie się z nimi żyć, są szczególnie ważne... niestety, ten dzieciak jest tak doskonały, że z trudnością znosi i szanuje tych, co zawiedli. Kisaragi odepchnie każdego, kto nie jest tak samo mądry jak on. Nawet odpowiada "Nie chcę się zadawać z głupimi ludźmi", używając tego jak wygodnej wymówki.
Rozumiem.
Choć słowa nauczyciela były dla mnie trochę za skomplikowane, rozumiałam znaczenie jej słów jak i to, że jej zmartwienia nie należą do najmniejszych.
..."Nie chcę się zadawać z głupimi ludźmi"... Czyli ja też zostanę odtrącona, nawet jeśli tylko bym chciała zagadać.

...hm?
Ale jeśli Kisaragi-san ma oceny najlepsze w całej szkole, to pewnie nie ma nikogo od niej mądrzejszego, nie?
No i Kisaragi-san nie chce zadawać się z głupimi ludźmi. Co oznacza...
- P-przepraszam, Sensei. Czy Kisaragi-san ma jakiś przyjaciół?
- ...Z tego co wiem, to nie. Kisaragi sam stwierdził, że nie potrzebuje czegoś takiego jak przyjaciół. Nigdy też nie widziałam, by z kimś rozmawiał.
Czyli miałam rację.
- Pod koniec roku szkolnego Kisaragi nawet mi powiedział, że "nie ma żadnego sensu siedzieć przez cały czas z samymi idiotami." Myślę, że dzisiejsza jego nieobecność również jest spowodowana tym, że nie widzi żadnego sensu w szkole czy przyjaźni.
Gdy nauczycielka to mówiła, wyglądała na wyjątkowo strapioną.
Widząc ją taką, mnie też udzielił się jej smutek.
"Nie potrzebuje czegoś takiego jak przyjaciół" — Zastanawiałam się, co takiego Kisaragi-san miała na myśli to mówiąc.
Wychowawczyni powiedziała, że powinniśmy nade wszystko stawiać myślenie, ale nawet Kisaragi-san, prawdziwy geniusz, musiała mieć choćby jeden czy dwa problemy.
Na pewno miała w życiu takie chwile, w których czuła cały przygniatający ją ból. Bo bez względu na to, jaka była mądra, wciąż przecież była człowiekiem.
Ale czy w takich chwilach Kisaragi-san cieszyła się ze swej samotności?
 Może przez to, że była o wiele mądrzejsza od otaczających ją ludzi, czuła się koszmarnie odnajdując wszystkie potknięcia i mankamenty.
Czy to dlatego Kisaragi-san powiedziała, że nie potrzebuje przyjaciół, i się od wszystkich odgrodziła?
Kisaragi-san, która zdobywała z testów maksimum punktów... Kisaragi-san, która nie chciała iść do szkoły... Kisaragi-san, która nie potrzebowała przyjaciół...
...ale Kisaragi-san, to jest nawet dość przykre i bolesne, wiesz?

- ...Proszę pani, czy mogłabym panią poprosić o radę?
Wyraz twarzy nauczycielki znów całkowicie się zmienił.
- ...Radę? Ależ oczywiście, nie mam nic przeciwko. O co chciałaś się zapytać?
- To chyba może być niewykonalne, ale.. czy mogłaby pani posadzić mnie obok Kisaragi-san?
Wiedziałam, że prosiłam o niemożliwe.
Nawet nauczycielka się zdziwiła - ręka, którą sięgała po kawę, zamarła w powietrzu.
Gdzieś w sercu żywiłam nadzieję, że nie było to niemożliwe. Nawet jeśli całkiem nie rozumiałam dlaczego zapytałam się o coś takiego.

Właśnie. Nim zauważyłam, w mej głowie już kłębiło się od myśli o Kisaragi-san.
Z tego co słyszałam, to Kisaragi-san ciężko było rozgryźć i była bardzo tajemnicza, a to strasznie mnie to pociągało.
To, że był taki mądra, i że nie potrzebuje żadnych przyjaciół - brzmiało to tak, jakby to mówił główny bohater z prawdziwej mangi.
Tak bardzo chciałabym spotkać i pogadać z Kisaragi-san. Tak bardzo chciałam się dowiedzieć o czym myśli.
Moje serce było wypełnione aż po brzegi tego typu ciekawością.
- ...Doceniam twoje starania, ale ten dzieciak nie będzie miał ochoty się zmienić. Możesz z jego strony doświadczać pewnych nieprzyjemności.
Widocznie nauczycielka rozumiała znaczenie moich słów.
Ona, która była w stanie w pełni rozumieć i być przy tym jednocześnie miła, naprawdę była dorosła.
- To... prawda. Może nawet nie będzie chciał ze mną porozmawiać. Ale...
Ale tak być nie mogło. Gdy ja, jak to dziecko, raz się na coś uparłam, to nie dało się mnie odciągnąć od swego pomysłu.
- ...Jestem ciekawa. Kisaragi-san. Właśnie dlatego, błagam panią.
Jakby się temu przyjrzeć, to wyglądało to tak, jakbym nie patrzyła, ale jednocześnie i patrzyła na nią, jednakże teraz było inaczej; tym razem patrzyłam prosto w jej oczy.
Przez chwilę nauczycielka wydawała się oszołomiona, ale zaraz na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Rozumiem. Wiesz, powinnam być ci za to wdzięczna. Jeśli porozmawiasz z Kisaragim, to może ten dzieciak się zmieni. Zgoda, spróbuję posadzić was obok siebie.
- N-naprawdę?!
Natychmiastowa zgoda nauczycielki jeszcze bardziej rozbudziła mą ciekawość.
Byłam taka ciekawa tego, jaka jest Kisaragi-san. Nigdy wcześniej jej nie spotkałam, ale mając takie imię pewnie jest śliczną dziewczyną, a może nawet i żywiołową.
Jej włosy pewnie były piękne i lśniące, i pewnie zachowywała się jak "superowa piękność", albo coś takiego. Aaa, ja już chcę ją poznać.


- Ach, byłabym zapomniała... to mnie już od dłuższego czasu męczy, mogę cię o coś poprosić?
- Coś panią męczy? Tak, a o co?

- Przez cały czas mówisz Kisaragi'-san'... Ale wiesz, że Kisaragi to chłopak*?

***

Tydzień minął od czasu, gdy zaczęłam uczęszczać do drugiej klasy gimnazjum.
I jak to zwykle bywało, ani trochę nie urosłam, nie były też u mnie widoczne żadne oznaki dojrzałości.
Właściwie to nie przejmowałam się tą całą dojrzałością, ale serio miałam nadzieję, że trochę bardziej urosnę.
Teraz mi się przypomniało, że w podstawówce często wisiałam na drążkach myśląc, że to pomoże mi bardziej urosnąć.
Tak, tak. O ile dobrze pamiętam, to robiłam tak aż do szóstej klasy. Każdego dnia po szkole ciężko pracowałam nad swoim wzrostem aż do zachodu słońca.
Tyle że nic z tego nie wyszło, haa~ Oprócz tego, że mam więcej siły w rękach.

Gdy tak myślałam o takich sprawach, nagle poczułam ostry ból w czole.
- Ał!
- I znowu odpłynęłaś myślami. Mówiłam, że myślenie jest bardzo ważne, ale nie możesz zaniedbywać nauki.
Mówiąc to, nauczycielka strzeliła swymi ostrymi pazurami po to, by puknąć mnie w czoło, prawie jak snajper z filmu.
- J-ja p-przepraszam! Uuuch...
Zawstydzona, wzięłam z powrotem długopis do ręki i spojrzałam na kserówki spięte spinaczem.
Ale w chwili gdy mój wzrok napotkał matematyczne formuły i angielskie zdania, nie czułam niczego innego, jak tylko senność.
- T-to jakaś hipnoza...?
- Ach, ty...
Przy tych słowach nauczycielka wyglądała tak, jakby nie miała już na mnie siły.
Nawet ja byłam sobą rozczarowana.

Aach, dlaczego byłam taka głupia? To trochę był wstyd, że mama i tata byli bardzo mądrzy, a ja już nie.

Ale ja uczyłam się tak samo jak wszyscy inni, i nigdy nie opuszczałam powtórek...
- Hmm skoro tak, to może coś jest nie tak z moim sposobem nauczania?
Ale to nie była prawda... zaraz, czy ja to powiedziałam na głos?
- Tak, głośno i wyraźnie. Powinnaś bardziej się pilnować.
Byłam tak zawstydzona, że mogłam tylko cicho odpowiedzieć "Dobrze" i wrócić z powrotem do swych kartek.
Każdego roku uczniowie drugiej klasy mieli do napisania na pierwszej lekcji krótki test sprawdzający zdobytą wiedzę.
Ten rok oczywiście nie należał do wyjątków, ale moje oceny były przerażające. Najgorzej mi poszło z matmy; z niej miałam jedynie jednocyfrowy wynik.
Z tego powodu dostałam dodatkowe zadania, ale będąc jedyna w klasie, przez ostatnie trzy godziny gapiłam w pytania z kserówek.
Niedługo już zamkną szkołę, ale nie wyglądało na to, bym zrobiła jakiekolwiek postępy.
- Byłam ciekawa, więc chciałam sprawdzić jak ci idzie, ale... ile chcesz jeszcze nad tym ślęczeć?
- W-wiem. Ale to nie szkodzi. W końcu to zrobię, więc pani...
- Nawet jak tak mówisz, czas dla ciebie się nie zatrzyma. Mam teraz coś do zrobienia, więc będę musiała zostawić cię samą.
Nauczycielka spojrzała na swój zegarek.
No tak. Nauczycielka specjalnie dla mnie postanowiła zostać ze mną w szkole. Sprawiałam jej same kłopoty.
- Uuu...
- Przestań, jak dalej będziesz stroić takie miny, to ci nie pomogę. Dam ci czas na zrobienie zadań do jutra, a teraz idź do domu i tam je dokończ.
Aach, jestem beznadziejna.
Tak szczerze, to jak wrócę do domu, tata pewnie będzie już w domu, to może mi pomoże z zadaniami.
Ale jeśli pierwszą rzeczą, jaką przyniosę do domu w tym roku szkolnym, będą moje marne oceny, to tata raczej będzie bardzo rozczarowany, nie?
Już sama myśl o tym, jak tata by wtedy wyglądał, wywołała we mnie ostry ból w brzuchu.

- ...A tak poza tym, jak ci idzie z Kisaragim? Dobrze się dogadujecie?
- Ach...
W odpowiedzi na niespodziewane pytanie me serce, które powoli zamierało, całkiem stanęło.

W dzień ceremonii otwarcia nauczycielka wysłuchała mej egoistycznej prośby i posadziła mnie obok Kisaragiego Shintaro-kuna.
Zazwyczaj uczniów sadzano w zależności od wzrostu i wzroku, więc dla innych mogłoby to wyglądać trochę dziwnie.
Byłam zaskoczona, gdy usłyszałam, że to chłopak, ale mimo tego chciałam poznać o czym myśli Kisaragi Shintaro-kun, o którym co dopiero się dowiedziałam.
Chciałam z nim porozmawiać i się z nim zaprzyjaźnić.
Ale...
- Przepraszam. Prawda jest taka, że ani razu z nim nie porozmawiałam.
Próbowałam raz do niego powiedzieć "Dzień dobry", ale Shintaro-kun całkiem mnie olewać, jakby nie mógł oderwać wzroku od magicznego lustra. Nie zaszczycił mnie nawet spojrzeniem.
Można by było powiedzieć, że od dnia ceremonii otwarcia Shintaro-kun ani razu na mnie nie spojrzał.
- Wiele razy próbowałam do niego podchodzić i z nim pogadać, ale Kisaragi-kun wcale nie zwraca na mnie uwagi...
Gdy zdałam sobie sprawę, że me słowa do niego nie docierają, strasznie się zlękłam
Bałam się, że jeśli znowu spróbuję z nim porozmawiać, to on dalej będzie mnie ignorować.
Każdego dnia wyobrażałam sobie, jak rozmawiałam z Shintaro-kunem, ale nigdy nie udało mi się tego wprowadzić w czyn.
- Rozumiem... jednak nie zmuszaj się zanadto. To nie jest coś, na co warto poświęcić aż tyle wysiłku.
Wiedziałam, że nauczycielka chciała dobrze, ale ja sama byłam rozgoryczona i sfrustrowana, i nie byłam w stanie wymyślić odpowiedzi.
Aach, niedobrze. Czułam, jak moje oczy zaczęły piec. Musiałam coś powiedzieć, cokolwiek.
- D-dobrze. Eem... Będę dzielnie rozwiązywać zadania, więc proszę się nie martwić.
Po tych słowach postarałam się o najlepszy uśmiech, na jaki mogłam się zdobyć. Nauczycielka westchnęła cicho, jakby wiedząc, co działo się w moim sercu.
- I tak trzymać. To ja wtedy wychodzę. Życzę ci powodzenia.
Nie mówiąc nic więcej, nauczycielka pomachała mi i się odwróciła.
Wyszła z sali, a odgłos jej kroków stawał się coraz cichszy.
Gdy się upewniłam, że byłam już sama, położyłam swą głowę na ławkę.
Łzy spływające mi z oczu wsiąkały w rękawy mojego mundurka.
Byłam tchórzliwa, i było ze mnie strachajło, no i zawsze płakałam, jak miałam problemy... Byłam beznadziejna. Byłam najniefajniejszą osobą na świecie, i w ogóle nie udawało mi się porozmawiać z Shintaro-kunem; na co ja się porwałam?
A jeśli zostanę taka na zawsze, i nigdy nie stanę się dorosła, ani mądrzejsza, tylko wiecznie będę tchórzem?
Nie chciałam, by coś takiego się stało. Co ja mogłam zrobić, by się zmienić, kto by to wiedział...
Ciekawe, czy Shintaro-kun mógłby wiedzieć coś na ten temat. No bo w końcu Shintaro-kun dostał 100% z ostatniego sprawdzianu. On był naprawdę niesamowity~ Pewnie z łatwością rozwiązałby wszystkie moje problemy...

Aach, więc to dlatego.

Wtedy nie za bardzo rozumiałam dlaczego tak bardzo chciałam porozmawiać z Shintaro-kunem, ale teraz byłam już tego pewna.

...to się wzięło stąd, że chciałam, by to Shintaro-kun zmienił mnie.

***

Hm? Gdzie ja jestem?
Dlaczego ja... zasnęłam...?
- T-to już n-noc?!

Uniosłam szybko głowę i rozejrzałam się wokoło - słońce zaszło dawno temu, a klasa wyglądała zupełnie inaczej niż gdy do niej pierwszy raz weszłam, skąpana w nieprzeniknionej ciemności
- I-i-i c-co ja mam robić?! Aaaaah, dlaczego mi się przysnęło...!
Może to też przez wiosnę... pomyślałam tak i gwałtownie wstałam.
Potrząsnęłam głową, która nadal była półprzytomna, i schowałam papiery do torby.

- N-nieważne, i tak muszę już iść do domu!
Wzrokiem odnalazłam drzwi i ruszyłam ku nim, i w tej samej chwili ma torba wpadła na krzesło i rozszedł się głośny dźwięk.
- Dlaczego...!
Choć sama to zrobiłam, wzdrygnęłam się w ciemności.
- Uu, serio, co ja robię... tak tak, teraz się uspokoję i zaraz wrócę do domu.
Wzięłam głęboki oddech, i dalej poszłam do wyjścia ze wzrokiem zawieszonym na drzwiach.
Było tak ciemno, i jeszcze było to w klasie, więc nie było najlepszym pomysłem tu biegać, nie? Racja. Powoli, pomalutku...
Powoli podeszłam do drzwi i uniosłam ku nim dłoń. Westchnęłam z ulgą i otworzyłam drzwi.
Wszystko jest w jak najlepszym porządku i teraz...

- Łaaaaaaaaaaaa!!!

W chwili gdy otworzyłam drzwi, usłyszałam przeraźliwy krzyk.
- Ahh!!!
Słysząc taki wrzask, ze mnie też wyrwał się krzyk.
Spojrzałam speszona w kierunku, skąd pochodził dźwięk, i ujrzałam drżącego ze strachu przerażonego chłopaka.

- Hiiiiie! Przepraszam, przepraszam! O-oszczędź mnie...!
Ee? Dlaczego Shintaro-kun prosi mnie o oszczędzenie jego życia?
... ...Shintaro-kun?
Przed mymi oczami, cały drżący ze szczękającymi zębami, najwyraźniej był Kisaragi Shintaro-kun.
Przy tak niespodziewanym spotkaniu, me serce, które wcześniej waliło z szoku, teraz jeszcze mocniej biło z innego powodu.
Dlaczego Shintaro-kun był o tej porze w szkole? A skoro o tym mowa, to był to pierwszy raz, gdy usłyszałam wyraźnie jego głos. Był zaskakująco niski.
Nie, zaraz, co ważniejsze... to zawsze była jakaś okazja, nie?

- ...C-co? Shintaro... kun? To naprawdę ty! Nazywasz się Kisaragi Shintaro- kun, nie?
Starałam się, bym brzmiała jak opanowana, i mówiąc, uśmiechałam się jak mogłam.
To chyba... było wystarczająco przekonujące, by cokolwiek z niego wyciągnąć.

- Co..?
Shintaro-kun ze strachem podniósł swą głowę i jego wzrok spoczął na mnie.
...Ach, w końcu na mnie spojrzał.
- To ja! Tateyama Ayano, chodzę z tobą do klasy i siedzę obok ciebie! ...I chyba byłoby prawdą to, że wcześniej ze sobą nie rozmawialiśmy...
Te słowa powtarzałam sobie w głowie wiele razy.
A czy to nie było trochę na siłę... Nie, chyba dobrze było. Powinno przejść.
- Tateyama...? Aach! Ta, co zawsze oblewa sprawdziany...
- I t-tylko tak mnie kojarzysz?
Odpowiedziałam bez namysłu na niespodziewaną kwestię Shintaro-kuna.
...Ach, czyli on jednak wiedział, kim byłam. Dzięki tej myśli poczułam, że byłam uratowana.
Ale to, że ja "zawsze" oblewałam, było już przesadą. Z ostatniego testu był jeden przedmiot, który udało mi się zdać...
- A się mylę?
Widocznie Shintaro-kun, już spokojny, przestał się trząść, i do pewnego stopnia odzyskał nieco ze swego oziębłego zachowania
- W-w sumie to nie. Właściwie, to co ty tu robisz tak późno? Na dworze jest już całkiem ciemno, nie?
Zapytałam, a na twarzy Shintaro pojawiło się lekkie znudzenie.
- Ja to miałem powiedzieć. Co ty robiłaś tak późno w klasie? Nawet nie zapaliłaś świateł.
Nie mogłam zaprzeczyć jego słowom.
Ja, dziewczyna, która wyszła z zupełnie ciemnej klasy, byłam o wiele bardziej podejrzana.
Co ja mam teraz zrobić... ach tak. Nie chciałam żadnych nieporozumień z powodu jakiś dziwnych wymówek, więc chyba jedynym sposobem była szczerość i powiedzenie mu prawdy.
- N-no, bo widzisz... Moje oceny z ostatniego testu były koszmarne, więc nauczycielka zadała mi dodatkową pracę domową...
- I?
"Jakie nieszczęście cię spotkało, czyż nie~?" Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi, ale Shintaro-kun był taki sam jak zwykle, surowy i niedelikatny.
Pytanie typu "I?" trochę mnie zakłopotało, ale nie miałam innego wyboru niż ciągnąć to dalej... tak.
- I zostałam po szkole, by je zrobić, i mi się tak jakoś przysnęło... I nic mi się nie udało zrobić! I tak wyszło... Ehehe...
Ach, tak. Chyba byłoby lepiej, gdybym tego nie mówiła.
Gdy poczułam na sobie zimne, przenikliwe spojrzenie Shintaro-kuna, zesztywniałam, podczas gdy śmiałam się zażenowana.
- ... To po co więc w ogóle zostawałaś?
I tu miał rację. Co ja w ogóle robiłam?
- No tak. Zostałam tutaj po nic. I c-co ja mam zrobić.. Jeśli tego na jutro nie skończę, to nauczycielka znowu będzie na mnie zła...
Słowa wymknęły mi się z ust. Może dla kaprysu będzie chciał mi pomóc...
Mimo moich oczekiwań, mina Shintaro-kuna nie należała do tych miłych, i nie wyglądała ona jakby zamierzał mi pomóc.

A, Shintaro-kun nerwowo uciekał wzrokiem na korytarz. Może chciał wrócić do domu.
Raczej tak. Pewnie przyszedł po coś, co zostawił w szkole.
Przepraszam, że tak cię męczę. Ja też muszę szybko iść do domu...

- U-um!
- ...Ta? Coś się stało?
- Sh-shintaro-kun jest bardzo mądry, nie? Znaczy się, któregoś dnia miałeś 100% ze sprawdzianów...
Co ja gadam?
Czułam się potwornie, że zatrzymałam Shintaro-kuna. Było też późno, i pewnie chciał już iść do domu...

- ..Nie interesuj się cudzymi ocenami.
- Eech?! Ach, ja przepraszam...! Ee... hm...
Widzisz, Shintaro jest teraz zły. Nie trzeba było niczego takiego mówić, ja mu się tylko naprzykrzałam.
Tak. Rozumiałam to. Rozumiałam to całkowicie.

Rozumiałam to, ale...!

- No dalej, wyduś to z siebie.
- Aa... Um. Czy mógłbyś mi pomóc w nauce~... tak jakby?
- ...Że co?
...Musiałam to ciągnąć dalej.
Dopiero co wysiliłam się na porozmawianie z nim, nie mogłam się teraz poddać.
Chciałam z nim więcej porozmawiać, chciałam wiedzieć więcej o Shintaro-kunie...!

- Ale t-tylko dziś...! Tylko tak troszeczkę!
- Teraz?! I po co miałbym to robić...
- Ale ja bardzo proszę! Błagam cię!
- Choćbyś i mnie błagała...
Przepraszam, Shintaro-kun. Wiem, że teraz jestem strasznie samolubna. Byłam pewna, że dla Shintaro-kuna byłam tylko ciężarem.

Ale musiałam to teraz zmienić, bo czułam, że inaczej skończy się na tym, że po wieki będę z dala patrzeć na Shintaro-kuna.
Czy z tego powodu, wysłuchasz mej egoistycznej prośby?
Od teraz, spełnię wszystkie rozkazy Shintaro, więc...!

- Aaaaagh, niech ci będzie! Ale tylko dziś, jasne?
Usłyszawszy słowa Shintaro-kuna zamarłam z niedowierzania.
Znaczenie tych słów rozlało się po mym ciele jak ciepło.
- N-naprawdę...?
Jakie to szczęście, że było ciemno.
Bo gdyby był dzień, mógłby zobaczyć moje łzy.

- Głucha jesteś? Powiedziałem, że będę cię uczył. No dalej... Zróbmy to szybko i idźmy do domu.
Nie owijając w bawełnę, Shintaro-kun to powiedział, minął mnie i wszedł do klasy.
- O-okej...!

Byłam taka szczęśliwa, że mogłabym skakać z radości, ale chyba by to nie było dobrze widziane, więc się powstrzymałam.

Czy teraz wreszcie będziemy mogli stać się przyjaciółmi?
Czy będę w stanie znieść walenie w piersi?

Nie, będzie dobrze. Tata mawiał "Walenie w piersi jest dowodem szlachetności", więc na pewno będzie dobrze.


W spowitej czernią klasie, w której nadal rozbrzmiewało westchnienie Shintaro-kuna, szybko wytarłam swe łzy i z pstryknięciem zapaliłam światła w sali.





* Japońskie powiedzenie brzmiące "春眠暁を覚えず", a które znaczy "Wiosną śpi się snem nieznającym świtu" - czyli się go przesypia. Przez przesilenie wiosenne.
* Zazwyczaj "-san" jest używane przez kobiety, gdy mówią o innych kobietach, "-kun" jest lepszym przyrostkiem, gdy mówi się o chłopaku z tego samego roku.

1 komentarz:

Komentarz wyraża więcej niż 1000 wyświetleń - napisz coś!