Piąty rozdział piątego tomu.
Kampania wrześniowa się zaczęła, więc nie będę mogła poświęcić za wiele czasu. Pod koniec miesiąca wstawię 1/3 kolejnego rozdziału. Może wcześniej, może później.
Angielskie tłumaczenie: pocha [x]
Korzystałam z chińskiego tłumaczenia przy wstawianiu przerw pomiędzy partiami tekstu.
Masterpost noweli [x]
Ciężka atmosfera wypełniła wnętrze auta.
Dzięki klimatyzacji utrzymywana temperatura była bardzo przyjemna, lecz cisza wynikająca z braku luźnych rozmów była nie do niesienia.
Jedyną oznaką życia w samochodzie były tylko migające cienie słupów telegraficznych przy drodze.
Unikając uwagi Ciotki, pozwoliłem sobie na ciche westchnięcie.
Nigdy za dobrze nie znosiłem podróżowania pojazdami. Nie... "za dobrze nie znosiłem" byłoby niedomówieniem. Sporym niedomówieniem.
Gdyby ruch był delikatniejszy, tak jak na huśtawce czy coś, nawet by mi pasowało, ale samochody i autobusy były zmorą mego istnienia.
Może to dlatego, że nie miałem za wiele okazji by nimi jeździć, a może po prostu miałem coś nie tak z błędnikiem.
Skoro o tym mowa, to kiedyś Matka zabrała mnie bez namysłu na coś zwanego "kolejką górską". To było straszne doświadczenie.
Ta szybkość, i te zakręty jeden po drugim... Tak naprawdę, to cała ta jazda była pozbawiona sensu, ale zostawiała silne doznania.
Podczas przejażdżki czułem coś okropnego, rosnącego gdzieś we mnie w środku, i przez cały czas trzymałem się myśli "Prędzej umrę niż pozwolę sobie na taki wstyd".
Na szczęście najgorsze się nie wydarzyło, ale w życiu już nigdy na to nie pójdę.
...W każdym razie, minęło już prawie czterdzieści minut od opuszczenia domu.
Auto pędziło do specjalnego ośrodka, które od teraz będzie moim nowym domem.
A co do powodu dlaczego tak się stało, myślę, że było ich kilka, ale prawdopodobnie główną przyczyną jednak były wydarzenia sprzed paru dni.
Odkąd po raz pierwszy użyłem swojej mocy, Ciotka wyraźnie mnie unikała. Oczywiście nikt w rodzinie nie wiedział o moich zdolnościach, ani jej o nich nie powiedziałem.
Jednak Ciotka zrozumiała to po swojemu. Nazajutrz w dość osobliwym domu pojawili się samozwańczy egzorcyści i mistycy.
Wszystko co oni mówili brzmiało jak puste słowa, ale Ciotka widocznie dawała im wiarę, a całym sercem wierzyła w prawdziwość ich słów.
I jak można było się spodziewać, stałem się "nasieniem zła", a dalsze następstwa łatwo sobie wyobrazić.
Ale i tak chciałem uciec, gdybym sprawiał rodzinie problemy. Nie byłem do nich przywiązany.
Teraz ciążyło mi jedynie poczucie winy.
Nie tak łatwo rozwiązać wywołane przeze mnie problemów, zwłaszcza samemu.
Czułem że powinienem im jakoś zadośćuczynić, ale nic mi nie wpadało do głowy.
Westchnąłem jeszcze raz, a warkot silnika umilkł wraz z zatrzymaniem się auta.
Rozejrzałem się wokół, a Ciotka zaraz do mnie powiedziała "Wysiadaj. Jesteśmy na miejscu.". Otworzyłem drzwi i wyszedłem z pojazdu.
Stała tam wielki dwór w beżowym kolorze. To pewnie ten "ośrodek", o którym opowiadała Ciotka.
Mówiła też, że przygarniają tam osierocone dzieci takie jak ja.
Z wymuszonym uśmiechem mi wyjaśniała, że byłbym szczęśliwszy, gdybym mieszkał z dziećmi w moim wieku.
Ale jak to zobaczyłem... serio nie było nic gorszego niż dogadywanie się z rówieśnikami.
Nie mając żadnych przyjaciół od narodzin, dla mnie posiadłość przede mną nie różniła się niczym od zoo.
Zamknąłem drzwi od auta, a ciotka zablokowała je z kliknięciem nim spojrzała na zegarek.
- Porozmawiam z dyrekcją. Poczekaj tu na mnie chwilę, dobrze?
- Tak? Aa, dobrze.
Ciotka szybko zniknęła we wnętrzu budynku, zostawiając mnie samego na dworze.
Przyzwyczajony do ciepła w aucie, zostałem zaatakowany przez mroźny wiatr. Poczułem się nieco opuszczony, choć wcale nie chciałem tak myśleć.
Jak tylko się przyłapałem na ponurych myślach, kolejny podmuch wiatru obniżył jeszcze bardziej temperaturę mojego ciała.
- Z-zimno... Ile jeszcze będę musiał czekać?
Nie byłem szczególnie odporny, i w końcu zacząłem dygotać pod wpływem panującej pogody.
Nic nie szkodzi, jeśli ciotka wróci za parę minut, ale co innego, jak się to przeciągnie o dziesięć czy dwadzieścia.
A właśnie, skoro ciotka sama poszła, to dlaczego miałem czekać poza autem? Jej rozumowanie było trochę dziwne.
A nawet gdybym chciał wrócić do samochodu, to Ciotka go zamknęła, więc nie miałem jak do niego wejść.
Ale jak będę tak stał i czekał, zamarznę na śmierć.
Zrobiłem w miejscu kilka kroków, ale ciepło nie miało ochoty pozostawać w ciele i wraz z kolejnymi minutami powoli z niego uciekało.
- ...Nie, nie, niedobrze, jest za zimno...! Ja naprawdę umrę...!
Mamrotałem bez pożytku przeczesując spojrzeniem okolicę. Oczywiście, nie miałem tyle szczęścia by znaleźć wzięty znikąd grzejnik.
Gdybym wcześniej wiedział, ubrałbym coś cieplejszego. Może i nie miałem długiego płaszcza czy coś, ale wziąłbym chociaż parę rękawiczek...
Będąc pogrążony w myślach, nagle szalik pojawił się przed mymi oczami, jak gdyby mi go wciśnięto.
Aach... W takiej chwili rozpaczy wszystko było wybawieniem. Już chciałem przyjąć szalik z tadością, gdy zwróciłem uwagę na osobliwość zjawiska.
W mgnieniu oka... nie, nawet szybciej, postać nagle pojawiła się tuż przede mną.
- Ułaaaaaaaaa! - krzyknąłem, odruchowo cofając się o parę kroków.
Po tym jak nieco się cofnąłem, zauważyłem, że szalik trzymała dziewczyna w moim wieku.
Miała na sobie wielką parę fioletowych nauszników i ciepły płaszcz. Obrazek był niemal idealny, oprócz krótkich włosów rozczochranych na wietrze.
Na pierwszy rzut oka przypominała chłopca, ale sądząc po jej spódniczce, musiała być dziewczyną.
Krótkowłosa dziewczyna wzdrygnęła się zaskoczona jak się wycofałem, ale po chwili spojrzała na mnie groźnie.
- Chciałam być miła...
- Ech...
Gdy nie mogłem wydusić z siebie słowa, dziewczyna obrzuciła mnie nieprzyjemnym spojrzeniem nim powiedziała w gniewie - Byłoby odrażające, gdybyś umarł od tak na moich oczach, to dlatego chciałam ci to pożyczyć!
- Ach, um, d-dzięki. Ahaha, to, ja go wezmę...
Sięgnąłem ręką po szalik, ale dziewczyna burknęła z pogardą, jakby mówiąc "Trzeba było tak od początku".
...To musiała być jakaś magia, nie? Ona naprawdę jakby pojawiła się znikąd.
Trochę mnie to martwiło, ale na razie powinienem cieszyć się z okazanej mi życzliwości.
Przyjrzałem się uważnie szalikowi, i zaskoczony zauważyłem na nim logo marki.
Pamiętałem, że Matka miała zegarek tej samej firmy. Był on chyba bardzo drogi, Matka zawsze go chowała w bezpiecznym miejscu w szufladzie, rzadko go stamtąd wyciągając.
- Ee~ Ale ja nie mogę go pożyczyć...- powiedziałem, uśmiechając się żałośnie, a dziewczyna bezwstydnie okazywała niezadowolenie.
- Po prostu...
- Nie, nie, naprawdę się cieszę!! Tyle że, on musiał być bardzo drogi, nie? Nie powinnaś pożyczać go od tak innym ludziom.
Słysząc to, dziewczyna patrzyła ogłupiała.
- On jest... drogi?
- Och, nie wiedziałaś? Um, to... n-nie szkodzi! Nie trzeba!
Odepchnąłem ku dziewczynie szalik, a ta spojrzała na mnie wielce niezadowolona.
Jednak po chwili przemyśleń, zbliżyła się i dokładnie zawijając szalik wokół mej szyi.
- D-dlaczego?
- I tak ci pożyczę. Patrzyłam na ciebie od dłuższego czasu, i na serio widać po tobie, że ci zimno.
Dziewczyna okazała się zaskakująco uparta.
Niespecjalnie chciałem przyjąć ten gest, ale założyła już na mnie szalik, więc nic na to nie poradzę.
Moje ciało zaczynało się powoli rozgrzewać, począwszy od szyi, a był to kolejny powód, dla którego nie chciałem natychmiast zdjąć szalika i jej zwrócić.
- Ach~ Um, dziękuję... To było miłe, wiesz?
Był naprawdę ciepły, pewnie dlatego, że firmowy.
Nie znałem wartości rzeczy takich jak ta, ale zgadywałem, że jest warty wydania na niego mnóstwa pieniędzy.
Gdy tak ogarniało mnie przyjemne uczucie szczęścia, nagle przypomniały mi się słowa dziewczyny. Od dłuższego czasu... Otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na nią.
- A właśnie, mówiłaś, że mi się przyglądałaś od dłuższego czasu, ale skąd?
- Huh? O co ci chodził? Byłam tam obok...
Krótkowłosa dziewczyna jakby sobie coś przypomniała, i wydała z siebie cichy, zbolały jęk.
- Ach, p-powiedziałem coś złego...? - spytałem ostrożnie, zmartwiony czy nie dotknąłem wrażliwego tematu, ale dziewczyna oschle rzekła "nic takiego".
- Ludzie zawsze tak o mnie mówią. "Ale od kiedy tu jesteś?" i takie tam. - Na jej twarzy malowało sie zakłopotanie.
Rozumiem. Z tego co sie zorientowałem z tej krótkiej rozmowy, była ona cichą dziewczyną. Chyba po prostu łatwo ją przeoczyć.
- Aach, bo przed chwilą wyglądało to tak, jakbyś pojawiła się znikąd! Ale mnie zaskoczyłaś~ Prawie myślałem, że spotkałem ducha!
Zaniosłem się śmiechem, przy czym patrzyłem na nią rozbawiony.
Tyle że jej twarz szybko poczerwieniała, zaczęła po cichu szlochać, a łzy natychmiast jej spływały po policzkach.
Oczywiście, był to też pierwszy raz, kiedy todoprowadziłem dziewczynę do płaczu.
- Aaaaaaaaaa!! Przepraszam! To nie była prawda! Skłamałem wtedy!! Wcale tak nie myślałem!!
Pospiesznie próbowałem cofnąć swoje słowa, ale było już za późno.
Krótkowłosa dziewczyna zaczęła płakać, a pomiędzy jej pociągnięciami nosem uparcie wyrzucała z siebie oskarżenia typu "kłamiesz", "nie wybaczę ci", "nigdy przenigdy".
Szlag. Znowu zrobiłem coś głupiego.
Głos Mamy nagle rozbrzmiał w mojej głowie. Dziewczyny są bardzo delikatne, mawiała.
Ale o co jej z tym chodziło?
- Um, er...
I do tego zdarzyło się to tuż przed budynkiem, który od teraz będę nazywać swoim "domem". Co ja robię?
Gdyby ktoś to zobaczył, od razu uznaliby mnie za trudne dziecko nim jeszcze przekroczyłbym próg placówki.
Szybko rozejrzałem się wokół, by sprawdzić, czy nikogo nie było w pobliżu. W prawo, w lewo... gdy po wszystkim spojrzałem na wprost, zdarzyło się coś nieoczekiwanego.
Dziewczyna, która tak długo płakała tuż przede mną, nagle znikła.
- Ech!? Kiedy... ona...?
To było jeszcze bardziej szokujące niż kiedy nagle się pojawiła.
Ale gdyby postanowiła uciec ode mnie z obrzydzeniem, to z tego miejsca powinienem dojrzeć oddalającą się sylwetkę.
A po za tym jej buty nie były z gąbki. Nawet jeśli uciekła, wciąż mógłbym usłyszeć jej kroki.
Ale gdziekolwiek bym nie spojrzał, nie mogłem dostrzec żadnego znaku jej obecności.
To było zbyt dziwnie. Dziewczyna tak szybko uciekła mi z oczu, że można było to wytłumaczyć jedynie "zniknięciem".
- J-jak to...?
Przecierałem oczy ze zdumienia.
- ... Jak to co?
Głos sprawił, że podskoczyłem jeszcze raz.
W tej samej chwili gdy podniosłem rękę ku swym oczom, dziewczyna pojawiła się w dokładnie tym samym miejscu, w którym wcześniej stała.
W zwykłym przypadku to bym krzyknął zaskoczony. Jedynym powodem, dla którego tego nie zrobiłem to taki, że najwyraźniej mój mózg nie był w stanie szybko zareagować na tak nagły zwrot zdarzeń.
Ale dobrze, że tego nie zrobiłem.
Gdybym znowu krzyknął przed wciąż płaczącą dziewczyną, to być może zapadłbym się pod ziemię.
Jednak tak rozmyślając, zacisnąłem mocno zęby mając przed sobą jeszcze bardziej niewiarygodny widok.
Jej stopy... a dokładniej mówiąc jej nogi - odsłonięte przez sięgającą kolan spódnicę, stawały się przezroczyste.
Nie mogłem już się dalej powstrzymywać od nagłego krzyku ze strachu i zaskoczenia.
Żartowałem, kiedy mówiłem o "duchu", ale teraz to słowo wypłynęło na wierzch z podwójną mocą.
...Ale chwileczkę.
A może... dziewczyna naprawdę tym była? A widząc, że i tak zamarnę na śmierć, podeszła do mnie, myśląc o mnie jak o towarzyszu?
A nawet jeśli, to jeszcze bezceremonialnie zapytałem się o to czym jest. Nic dziwnego, że się rozłościła-
- Myślisz, że jestem duchem, nie?
Słysząc te słowa od dziewczyny, miałem wrażenie, że też byłem bliski płaczu.
Lodowaty dreszcz przebiegł mi po plecach, lecz mimo to próbowałem zachować resztki godności.
- A-ahaha! N-no co ty! M-m-mówiłem ci, że wcale tak nie myślałem! Znaczy się, jesteśmy przyjaciółmi, nie?
Tak jak się spodziewałem, moje słowa nie miały żadnego sensu.
Moje nogi wciąż drżały bez w niekontrolowany sposób. Może już zauważyła u mnie strach.
- Przyjaciółmi...?
Dziewczyna pociągnęła nosem jeszcze raz, spytawszy się mnie.
- T-tak! Jakby to powiedzieć... mamy tak samo, nie? Em~ Znaczy się...
Co ja bredzę? Tak samo? Moje nogi mocno łączyły się z resztą mojego ciała, kiedy to mój rozmówca unosił się w powietrzu. Co ze mnie jest za idiota?
Jak można było przewidzieć, jej ostre spojrzenie wciąż spoczywało na mnie, nie dając wiary moim słowom.
Niedobrze... Jak tak dalej pójdzie, to zostanę zabity przez ducha, zjawę czy czymkolwiek ona była.
Aach, gdybym o tym wcześniej wiedział, spytałbym się o parę tych dziwnych amuletów od egzorcystów.
Serio mnie przerażała myśl o tym, co duch może mi zrobić oprócz samej śmierci.
Gdy już miałem wybuchnąć płaczem ze skrajnego przerażenia, nagle wpadłem na pomysł.
- A-a właśnie! Wiesz, też pokażę ci swoją moc! A potem! Zostaniemy przyjaciółmi! Może być?!
Ze łzami w oczach rozpaczliwie wyrzuciłem z siebie tę myśl, a dziewczyna lekko zbita z tropu wymamrotała - Haa? Nie chcę jej zobaczyć... O co ci chodzi?
Wiedziałem, że gdybym się wycofał, byłby to mój koniec; zatem naciskałem - No dalej, pozwolisz mi pokazać!? Ok? Nie pożałujesz! - Mówiłem bez ładu i składu.
Dziewczyna nadal patrzyła na mnie podejrzliwie, ale powierzając wszystko mojej "mocy", zamknąłem oczy i skoncentrowałem się.
Pewnego dnia, kiedy właśnie dowiedziałem się o swojej mocy, ale też dlatego, że nie chciałem być nakryty przez ciotkę i innych, próbowałem jej użyć parę razy. (?)
Póki mogłem sobie wyobrazić w myślach kształt, zapach i dźwięk danej rzeczy, mogłem przyjąć jej formę. Zauważyłem to i parę innych szczegółów, podczas gdy eksperymentowałem z ciekawości.
Po pierwsze, nie mogłem zamienić się w coś nieżywego.
Skoncentrowałem się na "zamianie w lecący samolot", ale odbicie w lustrze przedstawiało tylko mnie w głupawej pozie, z wyciągniętymi ramionami i szyją.
Inna sprawa, że nigdy w nim nie byłem, ani nawet nie widziałem samolotu, więc byłoby jeszcze większym zaskoczeniem, gdybym się w jeden zamienił.
A nawet gdyby to było możliwe, to co ja sobie myślałem, żeby się zamienić w samolot w domu?
A gdybym się rozbił, to bym wtedy zrobił? Ta myśl zaskoczyła nawet mnie.
Kolejne próby nauczyły mnie jednego: Mogę zamienić się tylko w coś żywego, o określonym kształcie, i z którym wcześniej się spotkałem.
Krótko mówiąc, była to moc pozwalająca na zmianę mojego wyglądu dla oczu wszystkich, w tym i moich.
Może i tak powiedziałem, ale wciąż za mało jeszcze sprawdziłem. Tyle jeszcze było do zbadania, ale w tej rozpaczliwej sytuacji mogłem polegać jedynie na tej mocy.
Muszę wyobrazić kogoś, kogo by to dziecko polubiło...
......Przepraszam, że znowu to robię, Dziewczyno z Parku.
Otworzyłem oczy i ujrzałem gapiącą się na mnie krótkowłosą dziewczynę, oniemiałą, z otwartymi ustami.
Chyba nieźle mi wyszło.
- I-i jak? Nie jest superancka? - zapytałem nerwowo. Dziewczyna nagle zaczęła się trząść.
Aach, czyli się nie podobało? Nie mogę zrobić nic więcej. Jeśli ten duch...
Gdy, będąc przerażonym, mantra ta przebiegała po mej głowie, dziewczyna wreszcie przemówiła.
- I to jak...!
Jej oczy błyszczały tak samo jak mi, gdy odkryłem że mogę korzystać ze swej mocy.
- N-naprawdę!? Fajnie... - wypuściłem z siebie westchnienie ulgi, wyrzucając mantrę ze swej głowy.
Była pod wrażeniem. Czyli nie muszę się bać o to, że duch mnie zabije.
- J-jak ty to...!
- Eem, jakby to powiedzieć... chyba... mogę zamienić się w co tylko zechcę, czy jakoś tak?
Jak to powiedziałem, dziewczyna wypuściła z siebie "ooooh...!" z podziwem.
Tak, szło całkiem dobrze. Obrona dzieciaka była zaskakująco luźna. Jeśli nadal będę ją zabawiać, to może mnie zostawi w spokoju.
- Pokaż mi co innego.
- ......Eh?
Naprawdę musiała być pod wrażeniem mojej mocy. Dziewczyna nie mrugnęła nawet okiem, czekając na moją kolejną przemianę.
- Ach, dobra! Zaraz się zmienię! Ee...... tylko w kogo?
Choć tak powiedziałem, ale tak szczerze, jedyną osobą, w którą mogłem zaraz się zmienić, była Mama.
Przepraszam Mamo, ale dalej się boję, że mnie duch zabije. Jeszcze tylko raz...!
- Już mam.
- M-mmhm.
Zamknąłem oczy, przywołując w myślach Mamy wygląd, jej zapach, głos...
Mamę było jeszcze łatwiej przywołać niż Dziewczynę z Parku, choć czułem smutek, gdy kiedykolwiek o niej myślałem.
- ...I jak?
Otworzyłem oczy, i spotkałem się z kolejnym radosnym "oooch~!" dziewczyny.
Być może z zachwytu, powoli zaczęła mi nawet klaskać.
- Ahaha, ach, dziękuję~ dziękuję~...
Lekko zakłopotany pochyliłem lekko głowę.
Dziewczyna była nieoczekiwanie żywiołowa. I w końcu jej wcześniejsze mroczne zachowanie znikło.
Widocznie nawet duchy przybierają inne formy.
Jeśli ona taka jest, to może naprawdę mógłbym się z nią zaprzyjaźnić.
- Hę?
Nagle spojrzałem na jej kolana, gdzie znowu częściowo wyrastały jej nogi.
- Hmm, co? Coś nie tak z moimi nogami?
Dziewczyna przechyliła głowę, pytanie zagościło na jej twarzy.
- Ee... nie, nic.
- Huh~ Hmm, to dziwne.
Jej mina mówiła jakby "Ano tak", i nie ciągnęła dalej tematu.
Chciałem wytknąć jej coś w rodzaju "Z tym 'to dziwne', to ci nie chodzi o nas oboje?", ale nie miałem zamiaru krzywdzić jeszcze raz "wrażliwego serca" dziewczyny.
- No dobra. - powiedziała, wyciągając swą dłoń.
- Co?
- Jakie "co?", przestań z tym... przyjaciółmi! Jesteśmy przyjaciólmi, więc powinniśmy podać sobie dłonie. - Jeszcze bardziej wyciągnęła dłoń.
Domyślałem się... Z nerwów zapomniałem, ale tak powiedziałem.
- Ach, tak, masz rację. Em...
Wystarczyło tylko podać jej dłoń, ale wahałem się, a dziewczyna, widząc to, sama złapała za moją dłoń i nią potrząsnęła.
- Dobra, teraz jesteśmy przyjaciółmi.
Jak to powiedziała, na jej ustach zagościł uśmiech. Tak się speszyłem, że czułem, jakby mi ogień się rozniecił na twarzy.
Racja. To moja pierwsza przyjaźń w życiu.
I teraz miałem przyjaciela. Takiego, z którym mógłbym się bawić, takiego, którego zawsze tak pragnąłem, w parku.
- T-tak!
Odwróciłem się do niej uśmiechnięty. To była chwila, w której krótkowłosa dziewczyna "duch" stała się moim "Przyjacielem nr 1".
- A właśnie, jak masz na imię?
Dziewczyna zapytała się mnie, a ja wydałem z siebie dźwięk, jak zdałem sobie sprawę.
Raczej nie można mówić o przyjaźni, skoro nawet nie znamy własnych imion.
- I jeszcze, kiedy postanowisz puścić moją rękę? - po chwili zapytała niespiesznie.
Całkiem zakłopotany, cofnąłem szybko swoją dłoń, ukrywając to beztroskim - A-ahaha, imię, imię~
- Mam na imię Shuuya. Kano Shuuya.
Po usłyszeniu odpowiedzi dziewczyna kiwnęła głową z cichym "hmm...".
- A-a ty?
Teraz była jej kolej.
- Nazywam się Kido—
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!
Dziewczyna już miała odpowiedzieć, ale dziwnie znajomy krzyk rozbrzmiał od frontowego wejścia placówki. Odwróciłem się i, tak jak myślałem, stała tam ciotka, z przerażoną miną jak wcześniej.
...Ach. Zapomniałem wrócić do swojej postaci.
- D-dlaczego przeszłaś za nami całą tą drogę!? P-przyszłaś tu po mnie, nie!? Nie!? Aaaach...
Ciotka wyrzucała z siebie potok .... pytań nim nogi pod nią się ugięły i upadła na ziemię.
Z wnętrza budynku dobiegały głosy "Coś się stało!?", "Ktoś krzyknął!".
O nie. Nie jest dobrze. Wcale a wcale.
- Ej, kto to był?
Zignorowałem pytanie dziewczyny, myśląc nad najlepszym wyjściem z sytuacji, oblewając się przy tym zimnym potem.
I wtedy wpadłem na pomysł. Szybko, ale nie bezboleśnie. To była jedyna możliwość.
- M-możesz mnie walnąć, tak mocno!?
Złapałem za ramiona dziewczyny z wymuszonym uśmiechem.
- ......Że co?
Jej twarz znów po chwili stała się oziębła, przenikając mnie chłodnym spojrzeniem.
Nic nie szło dobrze. Póki mogłem jeszcze wrócić do własnej postaci...
Z budynku dochodziły teraz głosy "Ktoś zemdlał!". Kroki szybko się zbliżały.
- Hej!? No dalej! Nie martw się, jak uderzysz mocno, ok!? Po prostu mnie walnij! Śmiało!!
Dziewczyna była cała spięta, nie było śladu po wcześniejszym uśmiechu.
Mimo to nadal potrząsałem jej ramionami, aż jej postawa nagle się zmieniła.
W następnej chwili spojrzała na mnie wzrokiem, będący pełen żądzy mordu.
Aach. Żegnaj, mój pierwszy przyjacielu. To była tylko chwila, ale pozostanie to cudownym wspomnieniem.
Donośny, ostry plask rozbrzmiał po ośrodku.
I było to pierwsze, całkowicie pozbawione znaczenia (i zapewne nie ostatnie) uderzenie otrzymane od dziewczyny znanej jako "Kido".
Genialne, naprawdę miło z Twojej strony, że tłumaczysz... ja bym to już dawno poległa. :|
OdpowiedzUsuńJak opublikuje swojego bloga (fanfiction) to polecę Twojego, bo jest naprawdę dobry. ^^
Dzięki~! Nawet nie wiem jak ci to porządnie napisać, naprawdę się cieszę!
UsuńTeż tak myślałam :\ Przy tłumaczeniu w sumie trzyma mnie to, że spooro tekstu czeka na korektę, a jakoś nigdy nie mam chęci i czasu na jej poprawienie... orz Ale całkiem dobrze mi idzie!
Naprawdę mnie polecisz, ale tak naprawdę?! Życzę ci powodzenia z fanfikiem! By ci nigdy nie brakowało weny! I "tego jednego słowa"!