14.09.2015

Willhelm K. Grimm - Dear Mili

Zawarta w liście do małej dziewczynki, przez 150 lat baśń pozostała nieznana aż do znalezienia jej w majątku rodziny w 1983 roku. Po pięciu latach został wydany tomik z przepięknymi ilustracjami Maurice Sendaka. Nie ma o niej wzmianki nawet na znanej stronie poświęconej twórczości braci - prawdopodobnie z tego powodu, że rodzina nadal posiada prawa autorskie do tego dzieła.

Dosyć niecodzienna jest historia o tym, w jaki sposób się o niej dowiedziałam: szukając piosenek z gry rytmicznej Deemo, natknęłam się na informację, że jeden z zespołów tworzących muzykę - Mili - swą nazwę zawdzięcza tej baśni.

Źródło angielskiego przekładu: nikijan [1, 2, 3, 4, 5, 6]
Ilustracje Maurice Sendaka (z wydania 1988) można znaleźć na stronie z portugalskim (brazylijskim) tłumaczeniem + jedno niezawarte





Droga Mili,
Jestem pewien, że niegdyś zgłębiłaś się w lasy bądź zielone łąki i minęłaś czysty, bystro płynący potok. I że rzuciłaś w jego rwący nurt kwiat - czerwony, niebieski, albo śnieżno-biały. Odpłynął razem z wodą, a ty odprowadzałaś go tak daleko, na ile twój wzrok pozwalał. A ten płynął niesiony na maleńkich falach, coraz dalej i dalej, cały dzień i całą noc, przy świetle księżyca czy też gwiazd. Nie potrzebował za wiele światła, gdyż znał drogę i nie mógł się zgubić.
Po trzech dniach podróży bez chwili odpoczynku, inny kwiat przypłynął innym strumieniem.
Dziecię takie jak ty, lecz daleko daleko stąd, również wrzuciło kwiat do strumienia w tym samym czasie. Kwiaty zetknęły się po drodze, popłynęły dalej razem i nie rozdzieliły się, dopóki oba nie utonęły i nie opadły na dno.
Widziałaś pewnie wieczorem małego ptaka lecącego ponad górami. Być może myślałaś, że zmierza ku swojemu gniazdu, by ułożyć się do snu; lecz nie, inny ptaszek leciał ponad innych gór szczytami, a gdy ciemność zapadła nad całą ziemią, stworzenia spotkały się w ostatnim promieniu słońca.
Blask słońca jasno połyskiwał na ich piórach, a gdy te trzepotały w jego świetle, ptaki wymieniały między sobą tyle rzeczy, których my, tkwiący przy ziemi, nie byliśmy w stanie usłyszeć.
Jak widzisz, strumienie, rzeki i kwiaty ciągnie do siebie, lecz ludzi - wręcz przeciwnie; ogromne góry i rzeki, lasy i łąki, miasta i wioseczki leżą pomiędzy nimi, mają swe miejsca i nie mogą być zmienione, a i ludzie nie potrafią latać.
Lecz ludzkie serce ciągnie do drugiego, niezrażone tym, co je dzieli. Tak jest i z mym sercem, i choć me oczy jeszcze cię nie widziały, serce me wielbi cię i sądzi, że znajduje się obok ciebie.
A wtedy odpowiesz "Opowiedz mi opowieść". A ono odrzeknie "Oczywiście, Mili, słuchaj uważnie."

Dawno, dawno temu, żyła sobie wdowa na końcu wsi; wszystko, co posiadała na tym świecie, było małą chatką i ogrodem do niej przylegającym. Wszystkie jej dzieci zmarły, wszystkie oprócz jednej córki, którą kochała całym sercem. Była kochaną, dobrą dziewczynką, zawsze posłuszna i odmawiała pacierz wieczorem przed pójściem spać i rankiem, po tym gdy się obudziła. Wszystko, co czyniła, kończyło się powodzeniem. Cokolwiek by nie zasadziła na swym małym poletku w ogrodzie - czy to były fiołki, czy gałązka róży - tak pięknie zapuszczało korzenie, że można było zobaczyć jak rośnie. Gdy kiedykolwiek małe dziecko znalazło się w niebezpieczeństwie, zawsze wychodziło z niego cało, a  matka często w duchu myślała: Nad mym dzieckiem musi czuwać anioł stróż, który zawsze z nią jest, nawet jeśli pozostaje niewidoczny.


Niestety nie było Bożą wolą, by życie wiodło się im szczęśliwie, gdyż straszliwa wojna pogrążyła cały kraj.
Pewnego pięknego bezchmurnego dnia, gdy matka i jej córka siedziały razem przed chatką, wielka chmura dymu wzniosła się w oddali, by po chwili niebiosa zadrżały od strzałów armat. Krzyki i wrzawa niosły się ze wszystkich stron.
"Dobry Boże" krzyknęła matka "Cóż za straszna zawierucha nadchodzi! Kochane dziecko, jak mam cię uratować przed niecnymi ludźmi?"


I w swym wielkim przerażeniu, postanowiła posłać dziecko do lasu, gdzie żaden wróg jej nie znajdzie.
"Chodź" powiedziała, wkładając do kieszeni córki kawałek ciasta pozostałego po niedzieli. "Chodź dziecko. Zaprowadzę cię do lasu. Później idź prosto przed siebie, aż znajdziesz schronienie; odczekaj tam trzy dni i wróć do domu; Bóg w swym miłosierdziu wskaże ci drogę."
Poprowadziła dziecko na skraj lasu, ucałowała ją i tam pozostawiła.


Można sobie wyobrazić, co czuło dziecko pozostawione samemu w lesie.
Dziewczynka coraz głębiej i głębiej zapuszczała się w las, wiatr wiał dziko wśród gałęzi drzew, a gdy ciernie trzymały mocno jej sukienkę, była przerażona, że to dziki zwierz złapał ją swą paszczą, by rozszarpać ją na strzępy.
Dzięcioły, wrony i jastrzębie skrzeczały z wściekłością, a każdy ostry kamy ciął jej stopy. Dziecię trzęsło się ze strachu, i im dalej szło, tym większy ciężar czuła w swym sercu. Niebo zasnuło się chmurami, skrywające szczelnie jego błękit, a wiatr hulał między konarami drzew, a te uległszy mu, łamały się.


Ostatecznie strach w sercu dziecka tak urósł, że dziewczę nie mogło już dalej iść, i musiało usiąść. Rzekła do siebie: "Och, Panie Boże, pomóż swemu dziecku w jego tułaczce."
Tak jak się spodziewała, lżej się jej zrobiło na sercu. Deszcz zaczął padać, a na pocieszenie dziecię odrzekło: "Pan Bóg i me serce razem łkają". Zatem siedziała aż deszcz minie.

strona podwójna
Gdy stanęła i spojrzała w niebo, ujrzała małe kłębiaste chmury i oświetlające je słońce zmierzające ku zachodowi. I wtem pomyślało: "Pan Bóg karmi Swe owce różami, dlaczego miałby o mnie zapomnieć?" Zatem znów wyruszyła w dalszą drogę.
Teraz czuła się spokojna, a ja sądzę, że to jej anioł stróż, niewidoczny, prowadził ją przez klify i przepaści, bo jak inaczej by przez nie przebrnęła? Prawdopodobnie anioł stróż nakazał białemu gołębiu, by ten poleciał przed dziewczynę i wskazywał jej drogę.


O zmierzchu dotarła na równinę, na której nie było więcej cierni ani ostrych kamieni, a jedynie miękki mech i trawa, które były ukojeniem dla obolałych stóp. Wówczas gwiazdy, jedna po drugiej, zaczęły pojawiać się na niebie, a dziecię spojrzawszy na nie rzekło: "Jak wspaniale błyszczą ćwieki na drzwiach niebios! Cóż za radość nastanie, gdy Pan Bóg je otworzy!"
Niespodziewanie jedna z gwiazd upadła na ziemię. Gdy dziecię się zbliżyło, światło zaczęło rosnąć i rosnąć, aż wreszcie dotarło do małej chatki i zauważyło, że  światło wydobywało się zza okna.


Dziecię zapukało w drzwi i ktoś krzyknął: "Wejdź."
Weszło zatem do środka, rozejrzało się wokół i dostrzegła w chatce siedzącego starszego człowieka.
Odpowiedział przyjaznym głosem: "Dobry wieczór, drogie dziecko, czy to ty? Oczekiwałem ciebie od dłuższego czasu."
Miał śnieżnobiałą brodę, która sięgała ziemi, i wyglądał na miłego, sędziwego człowieka.
"Usiądź, drogie dziecko" rzekł starzec "Musisz być zmęczona. Zajmij moje miejsce przy ogniu i ogrzej się." A gdy się ogrzało, rzekł: "Musisz być głodna i spragniona - z chęcią dam ci czystej wody do ugaszenia pragnienia, lecz do jedzenia mam tylko parę korzeni rosnących w lesie, które wpierw powinnaś przygotować."
 Mała dziewczynka wzięła korzenie, obrała je dokładnie, przyrządziła je nad ogniem i wykorzystała kawałek niedzielnego ciasta, który dodał smaku potrawie. Gdy strawa była już gotowa, starzec rzekł: "Jestem głodny, daj mi nieco." Dobre dziecię dało mu więcej jedzenia niż zostawiła dla siebie, lecz po zjedzeniu posiłku czuła się pełna.

 
Gdy skończyli jeść, starzec rzekł: "Musisz być zmęczona. Mam tylko jedno łóżko. Będziesz w nim spać."
"Nie, proszę pana" rzekło dziecię "Odrobina siana na podłodze w zupełności mi wystarczy" Lecz starzec wziął ją w swe ramiona, położył ją do łóżka i ją przykrył. Wówczas dziewczę odmówiło paciorek i zasnęło.
Następnego dnia, wczesnym rankiem, gdy dziewczę otworzyło oczy, starzec siedział obok łóżka, a słońce świeciło przepięknie przez okno. "Drogie dziecko" rzekł "Wstań i wyjdź na dwór z zadaniem; Chcę, byś zebrała korzenie, które moglibyśmy zjeść."


Dziewczę ochoczo wyszło z chatki na dwór, gdzie usłyszała tyle śpiewu ptaków, niż zdołała usłyszeć w swym całym życiu, i widziała kwiaty wokół niej tak wielkie i urodziwe, że nigdy w swym życiu nie widziała bardziej wspaniałych.
Lecz sądzę, że pewnie już wiesz, kim był starzec z długą siwą brodą mieszkający w chatce? Był to Święty Józef, który wieki temu zajmował się Dzieciątkiem Chrystusowym na ziemi; wiedział zawczasu, że pobożna dziewczynka przyjdzie do niego, pod jego opiekę. A wysłał ją z zadaniem dlatego, gdyż nie chciał, by spędzała czas bezczynnie.


Niespodziewanie, gdy dziecko wędrowało pośród łąk i drzew, inne dziewczę stało tuż obok niej.
Owe dziewczę złapało ją za dłoń, pokazało jej gdzie znaleźć najlepsze korzenie i pomagało jej w ich wykopywaniu. Gdy miały już wystarczająco wiele, druga dziewczynka bawiła się z nią, zbierała dla niej kwiaty, i była bardzo miła i urocza.
Dziewczynka miała śliczne blond włosy oraz ładną czerwoną sukienkę i wyglądała niemalże tak samo jak biedne dziecię, oprócz oczu, które były większe i jaśniejsze i przez to mogła być nawet piękniejsza.
Jestem niemal pewien, że był to anioł stróż dziewczynki, któremu pozwolono w głuszy na ukazanie się swej podopiecznej.
I po raz kolejny dziecię przyrządziło zebrane korzenie i zioła, dodawszy kolejny kawałek niedzielnego ciasta, i znów Święty Józef zjadł z nią posiłek.


Trzeci dzień nie różnił się od poprzedniego. Jak tylko dziecię wyszło na dwór, druga dziewczynka już tam była i obie bawiły się radosne i szczęśliwie. Mijały godziny, a czas im szybko upływał. Niebo było wiecznie jasne i nie było widać żadnej chmury.


I trzeciego dnia, po tym jak dziewczę wykorzystało ostatni kawałek ciasta i zjadło razem ze starcem posiłek, ten rzekł do niej: "Drogie dziecko, musisz już wracać do swej matki. Twój czas tutaj się zakończył."
"Dziękuję" rzekło dziewczę. "Cieszę się, że będę mogła wrócić do matki, ale też bardzo chciałabym niedługo wrócić w to miejsce."
Na te słowa Święty Józef wręczył jej nierozwinięty pączek róży i rzekł: "Nie obawiaj się. Gdy ta róża zakwitnie, znów spotkasz się ze mną."


Druga dziewczynka, która czekała na zewnątrz za drzwiami, wzięła ją za rękę i rzekła: "Poprowadzę cię krótszą drogą. Niedługo znajdziesz się przy swojej matce, lecz dla ciebie podróż okaże się ciężka."
Wyruszyły razem w podróż, a w miejscach, gdzie dziewczynka nie mogła przejść, anioł stróż pomagał jej w tym. Lecz droga bardzo ją zmęczyła i musiała się zatrzymać.
  "Ach, gdybym miała coś, co by mnie orzeźwiło, bym nie zemdlała przed zobaczeniem się z matką." Na te słowa anioł stróż zerwał biały kwiat o dzbankowatym kształcie, który my zwiemy powojem, i zanurzył go w paru kroplach czerwonego wiatru, które ożywiły ją i przywróciły jej siły. Od tamtej chwili kwiaty te posiadły drobne czerwone paski.


Na skraju lasu anioł stróż wskazał wioskę i rzekł: "Tam odnajdziesz swoją matkę. Siedzi przed swym domem, myśląc o tobie. Ruszaj. Od tej chwili, nie będziesz w stanie mnie zobaczyć."
 Dziecię powędrowało do wioski, lecz wyglądało dla niego dziwnie i nieznajomo. Pośród domów, które znała, były też takie, które po raz pierwszy widziała; drzewa wyglądały inaczej, i nie były widoczne żadne ślady po zniszczeniach dokonanych przez wroga.
Życie toczyło się tu spokojnie, łany zbóż falowały pod wpływem wiatru, łąki zieleniły się, a gałęzie drzew uginały się od owoców. Lecz dziecię bez trudu rozpoznało dom swej matki, a gdy podeszło bliżej, ujrzało starą, starą kobietę z pochyloną głową, siedzącą na ławce przed chatką, cieszącą się ostatnimi promieniami słońca wiszącego nisko nad lasem.
Staruszka uniosła głowę, i ujrzała małą dziewczynkę, która pisnęła w radosnym zdumieniu.


"Witaj, drogie dziecko. Bóg spełnił me ostatnie życzenie, pozwalając mi zobaczyć cię znów, nim odejdę z tego świata."
Pocałowała ją i przycisnęła ją do swego serca. Po chwili dziewczynka usłyszała, że spędziła trzydzieści lat w lesie ze Świętym Józefem, mimo iż jej wydawało się, że minęły zaledwie trzy dni.
Wiele jej matka przecierpiała podczas wielkiej wojny, i niemal całe swe życie przeżyła tylko dla tej jednej chwili szczęścia. Jej matka myślała, że jej dziecię lata temu rozszarpały dzikie zwierzęta, lecz w głębi serca żywiła nadzieję, że ujrzy je choć przez chwilę przed swą śmiercią.
A gdy podniosła wzrok, przed nią stało jej drogie dziecko, ubrane w tę samą małą sukienkę.
Cały wieczór razem przesiedziały. Potem szczęśliwe położyły się do łóżka, a następnego ranka sąsiedzi znaleźli je martwe. Obie wyglądały, jakby spokojnie spały, a pomiędzy nimi leżała róża Świętego Józefa w pełni rozkwicie.

3 komentarze:

  1. Piękna, wzruszająca baśń... Dziękuję za jej przetłumaczenie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję... Naprawdę się cieszę, że znalazłaś czas na jej przeczytanie...

      Usuń
    2. Aaa, to nic, to nic ^^
      Jeszcze raz gratuluję takiego poziomu tłumaczeń i trzymam kciuki za następne!

      Usuń

Komentarz wyraża więcej niż 1000 wyświetleń - napisz coś!